Miałam pisać. Dużo miałam pisać. Ale jakoś… nie chce mi się. Nie mam siły. Nie mam czasu.
Gdyby ktoś mi powiedział 3 miesiące temu, że będę się dziś katować ekstremalną dietą tylko po to, by znaleźć alergen, który uczula moje dziecko - nie uwierzyłabym. Postukałabym się po głowie. Bo i po tak się katować? Podać preparat mlekozastępczy i po sprawie. Bo "bez przesady, bez sensu". Tak myślałam, serio. Niedawno tak myślałam. Wiedziałam, że mleko jest nadal wartościowe i zawiera wszystkie potrzebne składniki, ale z drugiej strony - to chore by matka się tak katowała.
Teraz wiem, że to nie takie proste. Bo - po pierwsze mądre ludzie piszą i gadają, że dziecko conajmniej do 6 miesiąca powinno być karmione wyłącznie piersią, o ile tylko jest taka możliwość (to wiemy), a po drugie u alergików - jest to podwójnie wskazane. To znaczy, że alergik powinien być karmiony piersią jak najdłużej. No i masz babo placek. A co zrobić, jeśli od ponad miesiąca nie potrafię znaleźć przyczyny alergii wśród pokarmów, które spożywam?
Jeszcze 2 miesiące temu wzdrygałam się na myśl o diecie bezmlecznej. Bardzo nie chciałam, odwlekałam, marudziłam, narzekałam. Kocham mleko, nabiał - to była znaczna część moich posiłków. Alergia nie była bardzo dokuczliwa. Dopiero gdy skóra na całym ciele zrobiła się szorstka, a suche plamy na głowie nie schodziły - przeszłam na dietę bezmleczną. Dwa tygodnie bez nabiału (jadłam jajka) i odpuściłam. Nic się nie poprawiło, a wręcz pogorszyło. Pojawiły się czerwone plamy, liszaje na rączkach i nóżkach. Zeszły niedługo po powrocie do standardowej diety. Dwie lekarki (pediatra i dermatolog), które uznały, że "to nie alergia" dodatkowo zachęciły mnie do niekatowania się eliminowaniem ulubionych produktów. Ale potem dzień po dniu inna pediatra i alergolog szybko przekonali mnie do zmiany zdania. Zalecenie alergologa: dieta bezmleczna, bezjajeczna, bez soi, orzechów, cytrusów, kakao, selera, ryb - na 3 tygodnie. Challenge accepted.
Dodatkowo sama odrzuciłam wołowinę, cielęcinę, truskawki i produkty glutenowe (zdziwiona, że alergolog nawet nie sugerował pszenicy, skoro jest ona zaraz na drugim miejscu najpopularniejszym po mleku alergenem). Niedługo później odrzuciłam kiwi i pomidora, bo wyczytałam, że uczulają krzyżowo z trawami i zbożami, na które uczulony jest Mieszko. W zeszłym tygodniu odrzuciłam maliny, z których jeszcze na diecie codziennie robiłam pyszny kisiel domowej roboty, a który swoją drogą serdecznie każdemu polecam. Odrzuciłam w końcu jabłka i gruszki. Ostatnio uznałam, że nie będę też jeść wieprzowiny (której i tak niewiele jadłam) i kurczaka. W piątek miną 3 tygodnie diety poszerzonej względem tej zaleconej przez alergologa i… szczerze mówiąc nie widzę różnicy. Zmiany powstają i znikają. Nie jest tak, że cały czas jest źle. Czasem praktycznie całkiem się goi i oprócz tego, że ma suchą, kaszkowatą skórę na rączkach i nóżkach (która dzięki maściom nie jest taka tragiczna) i drapie się głównie po głowie - nic specjalnego po nim nie widać. A dwa dni później znów jakieś czerwone plamy wychodzą i suche czoło. Tak jakby to wszystko działo się niezależnie od diety, lub jakby w mojej diecie były jednak produkty, których nie powinno być. Nie wiem tylko jakie. Rozważam przejście na dietę kilkuskładnikową, ale po prawdzie mam serdecznie dosyć i nie wiem. Nie mam już tej pewności, że będę karmić długo. Bo gdyby to była ta marna dieta beznabiałowa, której tak się bałam - to pal sześć. Poświęciłabym się. Już przywykłam do tych fatalnych mlek roślinnych (nawet wypróbowałam ostatnio nowe - z kaszy quinoa. Nie polecam ;). Ale to, co aktualnie spożywam to jakaś masakra. I na dodatek wciąż nie wiem czy dalej się nie ograniczać. W dalszej kolejnosci wywalić banany, mleko kokosowe, ziemniaki, ryż, kukurydzę… Zostaje mi indyk i kasza jaglana. I naleśniki gryczane na wodzie. I buraki. Chociaż one teoretycznie też mogą uczulać…
Dietę zamierzałam zacząć rozszerzać po 6 miesiącu, szczególnie, że u alergików nie powinno się tego robić wcześniej. I bardzo ostrożnie. A pediatra na ostatniej wizycie proponuje mi nie pojedynczo, tylko od razu ziemniak z marchewą i jeszcze do w tym samym miesiącu gluten! No na bank. Nie idę na to. Nie wiem nawet co dziecko uczula z mojego mleka, a już mam dietę rozszerzać? Oj, nie bardzo. Jeszcze poczekam. Tym bardziej, że rozważam metodę BLW, którą można zacząć dopiero gdy dziecko siedzi samo stabilnie w krzesełku.
Generalnie nie przejmowałabym się aż tak gdyby nie dość podwyższone eozynofile w rozmazie z morfologii. Jak słusznie zauważyła pediatra - świadczą one najprawdopodobniej o alergii właśnie, lub pasożytach, ale te drugie wykluczyła. Ja tymczasem wyczytałam, że nawet u dzieci karmionych piersią się zdarzają takie akcje… I rozważam test w tym kierunku. Tymczasem w czwartek wizyta u alergologa. Zobaczymy co powie. Na razie jesteśmy w fazie zadrapanego czoła, dość suchego, ale jakby znów wracało do normalności. A kolejne tygodnie będą na pełnych obrotach - pracuję. Zapowiadają się śluby, fotografowanie i dekorowanie. No i w międzyczasie dzieciokarmienie. Nie wiem jak się to wszystko uda połączyć, ale musi.
A mi właśnie prąd odcięło… może następnym razem będzie pozytywniej, bardziej składnie i ciekawiej. A ja tymczasem odzyskam siły i chęci do czegokolwiek. W końcu drugi Dzień Matki za mną. Jest się z czego cieszyć :)