6 tygodni przerwy. Niezły wynik. Muszę jednak przyznać, że ostatnio zupełnie nie miałam ochoty na pisanie. Opisywanie, rozpisywanie się, zagłębianie w problemie i rozkładanie go na czynniki pierwsze…
Od połowy grudnia powróciły ze zdwojoną siłą problemy skórne Gniewka. Zaczęło się od dziwnej wysypki na plecach, która pojawiła się z dnia na dzień. Następnie rozwinęło się to w suche, zaognione, wypukłe placki na całych plecach. Diagnoza AZS, wątpliwe podejrzenie łuszczycy, następnie sugestia jakiejś dziwnej choroby autoimmunologicznej, po drodze rozważane przeze mnie diagnozy ŁZS, liszaja płaskiego, łupieżu Gilberta… Ostatecznie nadal najbardziej prawdopodobne jest Atopowe Zapalenie Skóry, jednak w nietypowej odsłonie.
Od 6 tygodni jestem na diecie, na której Gniewko jest od samego początku. Bezmlecznej i bezglutenowej. Od 6 tygodni wciąż stosujemy maść z dodatkiem antybiotyku, środka przeciwgrzybiczego i sterydu, która pomaga. Na kilka dni, czasem nawet krócej. Po tym czasie wszystko wraca i znów trzeba użyć maści. Do tego syrop antyhistaminowy. Za tydzień czeka nas kolejna wizyta - u trzeciej alergolog… Jestem tym zmęczona, nie ukrywam. Zdołowana. Bo błądzimy, nie wiedząc czy idziemy słuszną drogą, czy też może ślepą uliczką. Czy ma sens wykluczanie kolejnych pokarmów, czy da efekt przy długotrwałym stosowaniu diety, czy też może to coś zupełnie innego? Czy ta przypadłość ma w ogóle podłoże alergiczne, a jeżeli tak, to czy pokarmowe? Nie wiem nic. Sytuację komplikuje fakt, że w testach alergicznych nie wyszło kompletnie nic. I wcale nie musiało - nawet jeżeli Gniewko ma alergię. Do 3 roku życia testy często nie wychodzą. Zarówno standardowe testy na alergię jak i te na nietolerancje pokarmowe…
A mleko modyfikowane? Preparat mlekozastępczy? Strach wprowadzać… Często pobudki nocne również nie wskazują na to, że nadszedł dobry moment na zmiany… Ale zobaczymy co powie kolejny lekarz.
Od ponad tygodnia siedzimy w domku w górach. Z nadzieją, że może zmiana klimatu coś pomoże. Powietrze i woda czyste jak łza. Za tydzień wracamy zwiedzać przychodnie, ale prawdopodobnie wrócimy ponownie. Póki co wyraźnej poprawy nie widać, choć skóra w tym momencie jest w stanie niezłym. Mam jednak świadomość, że to zmienia się z dnia na dzień i wolę po raz kolejny nie nastawiać się na nic...
Jutro koniec przewidzianego okresu mojej diety. Co zrobię? Nie wiem. Dobrze, że wokół tylko góry, lasy i śnieg. Nie ma zbyt wielu pokus kulinarnych. I dobrze.