sobota, 20 czerwca 2015

Wiosna na Krecie.

Trudno uwierzyć, że już prawie lato. A ja milczałam niemal przez całą wiosnę. Brak czasu, brak skupienia, sezon ślubny w pełni - więc znów obrabianie zdjęć dla Zuzanna Fotografuje stało się priorytetem w tzw. "czasie wolnym" (w moim przypadku prawie zawsze w cudzysłowie). Jeśli jesteście ciekawi jak tam Gniewkowe problemy skórne - to z przykrością muszę napisać, że nadal nie jest dobrze. Już od ponad pół roku walczymy z alergią-egzemą-AZS-wypryskiempieniążkowym-niewiadomoczym ( podkreśl właściwą odpowiedź jeśli ją znasz ). Niestety co lekarz, to inna diagnoza i inne leczenie. Raz jest lepiej, raz gorzej - w zależności od intensywności stosowania smarowideł - głównie elidelu. Niestety nie udało się cholerstwa całkowicie pozbyć, wciąż nawraca w tych samych miejscach jeśli tylko zmniejszam dawkowanie maści. Przez parę tygodni udawało się utrzymać umiarkowane zaostrzenie na samej naturalnej maści nagietkowej, ale niestety po jakimś czasie znów trzeba było zastosować coś mocniejszego. Mam cichą nadzieję, że w niedługim czasie z tego "wyrośnie", bo na pewno nie jest to standardowe AZS.

Właśnie wybieramy się ponownie w nasze góry - tym razem na dwa tygodnie. Ponownie z nadzieją, choć w tym momencie na nic już się nie nastawiam. Może znajdę przy okazji odrobinę więcej czasu na blogowanie?

Tymczasem zapraszam Was na obejrzenie relacji fotograficznej z naszego rodzinnego (byliśmy tam wraz z moimi rodzicami), majówkowego wypadu na Kretę. Gniewko doświadczył pierwszych lotów samolotem i zniósł je rewelacyjnie. Na szczęście pozostali pasażerowie również :) Lot powrotny przespał niemal w całości, a podczas pierwszego lotu - większą część drogi. 

Mieliśmy wiele szczęścia, bo mimo iż na kreteńskich szczytach wciąż zalegało sporo śniegu, a od morza wiał momentami mocny wiatr - to temperatury utrzymywały się w granicach 20-25 stopni. A podobno był to dopiero pierwszy tak ciepły tydzień tego roku.

Wiele pisać nie będę - wolę byście po prostu zerknęli na Kretę moimi oczami. Tymi oczami, które częściej niż malownicze widoki i  cieszące oko turystyczne atrakcje - dostrzegają uroki starych murów, rozpadających się budynków i opuszczonych miejsc. Enjoy!


Widok z naszego balkonu.


"Białe morze"w blasku zachodzącego słońca.


Zielona kula na terenie bazy wojskowej, a obok góra na którą pewnego poranka wszedł Mieszko.


Idziemy na kolację. Do prawdziwej, kreteńskiej tawerny nad brzegiem morza.


Kreteńskie kwiotki :) ...


… i kreteńskie maki.


"Taaaki duży" Gniewko.


Kogut, którzy przekrzykiwał się z konkurentem kilka zagród dalej.

Pieski zawodzące.


… i cudownie umaszczony kotek tawernowy.


Genialnie zlokalizowana, ulubiona okoliczna tawerna. Kolacja z widokiem na morze.



Widok z tarasu tawerny.


Uszczęśliwiony Gniewko.


i nieuszczęśliwiony Gniewko.









Fascynacja ślimakami trwa.










Pierwszy dzień w Chanie. Sporo marynarzy przechadzało się ulicami.


Uroczy, stary port chanijski.
















Po prawej oryginalne drzwi do damskiej toalety w jednym z jachtów, przycumowanych w porcie.


Udało się złapać kota "w locie".





Wieczorny powrót do domu brzegiem morza.







Poranek z...


… Baby Beetles ;)


Nasze królewskie, greckie śniadanie w asyście majonezu kieleckiego ;)


Oto ośnieżone szczyty, które górowały nad nami nieustannie.


Mieszko oczywiście trenuje do triathlonu...




Mama tańczy zorbę na plaży w Stavros (właśnie tam kręcono Greka Zorbę).




Zaliczyłam "kąpiel w morzu".



Plaża w Stavros.



Owieczki pasące się w gaju oliwnym. Niesamowity dźwięk kilkudziesięciu pobrzękujących dzwoneczków.



Mijana po drodze kawiarenka wiejska.






Wieczorne zajęcia...



Gniewko naprawdę zaliczył kąpiel w morzu :)



Prezent od pana kelnera :)




Leżaki przy tawernie. Można sobie poleżeć po obiedzie ;)



Ciekawy patent, zwłaszcza dla listonosza ;)


Droga do Hagia Triada Monastery...


Stary, grekokatolicki klasztor - wciąż działający, ale czas jakby się tu zatrzymał kilka wieków temu...


Z boku wyjście na pola, uprawiane przez mnichów.


Dziedziniec z rozłożystym drzewkiem pomarańczowym pośrodku.










Koza stanęła nam na drodze.



Widok na Chanię i okoliczne wioski.



Chania.


A tu trochę jak San Francisco ;)


Rozpoczynamy kilkugodzinną wędrówkę. Najpierw w dół wąwozu, aż do morza i z powrotem.


Po drodze trafiamy do Groty Św. Jana Pustelnika (akurat zrobiłam zdjęcie stolika z ceratowym obrusem zamiast groty - bardzo w moim stylu ;).


Ołtarz w grocie.


A to już ruiny klasztoru Moni Katholiko.


Znajdował się on na totalnym odludziu, mnisi żyli tu samotnie. Prawdopodobnie przenieśli się jednak wyżej z uwagi na niefortunną lokalizację, która sprawiała, że padali co jakiś czas ofiarą piratów.






Kolejna koza na szlaku :)


Te szkielety mnie zafascynowały - wyglądały kosmicznie. Zwłaszcza na tle czystego błękitu nieba.




Ponowna wyprawa do Chani.





Uchwycony w kadrze kolega po fachu ;)


Opuszczony basen miejski w centrum Chani.




Turyści wypatrzeni gdzieś teleobiektywem...


Kapliczka jakich wiele i… jemioła.


I znów te góry… po prawej.







Bardzo pewny siebie kocur, robiący obchód po swoim terytorium.










Taras z widokiem na morze… ;)







I znów ten Mieszko trenujący do triathlonu… ;)




I morze po horyzont. 

Dziękuję za uwagę :)