![]() |
fot. Magda Garncarek |
Dawno nie pisałam. Ostatnie tygodnie mnie nieco przytłoczyły. Nie do końca potrafię je sobie poukładać pod kątem chronologicznym, ale na pewno działo się na tyle dużo, że nie znalazłam w sobie wystarczająco dużo sił by usiąść i wytężyć się intelektualnie w celu spłodzenia nowej notki.
Wydarzeniem numer jeden jest na pewno Chrzest Święty Gniewka Beniamina, który odbył się w minioną sobotę. Dziecię nasze wykazało się odpowiednim wyczuciem chwili i postanowiło przespać całą mszę, by otworzyć jedynie oczy w momencie polania wodą, po czym zamknąć je z powrotem i spać dalej w najlepsze. Huczna impreza mająca miejsce do wieczora również nie była mu straszna. Ostatnie obserwacje jego zachowań w większych skupiskach ludzi prowokują mnie do wysnucia hipotezy, że Bubusek przepada za przebywaniem w stadzie. Im więcej się dzieje - tym lepiej. W święta wielkanocne także zachowywał się jak aniołek - rodzina nie mogła wyjść z podziwu. Leżał sobie w najlepsze i przyglądał się otoczeniu.
![]() |
fot. +foto |
Pierwszą wyprawę do galerii handlowej również możemy uznać za udaną, mimo, iż poniższe zdjęcie zdaje się tego nie ilustrować najlepiej. Ryk rozległ się dopiero po 2 godzinach naprzemiennego oglądania otoczenia i drzemania - dziecko się ostatecznie znudziło gwarem i chyba zrobiło się głodne.

Wszystko zrobiło się jeszcze bardziej skomplikowane, ponieważ pediatra zaniepokoiła się zmianami skórnymi na buźce Bubuska i zaleciła mi nie jedzenie nabiału (w tym jaj) przez cały tydzień. Faktycznie - nieustannie pojawiające się i znikające suche plamy z krostkami na czółku, głowie, skroniach, czasem na policzkach - wyglądały trochę jak alergia. Już kiedyś sugerowałam to innej lekarce, ale ta stwierdziła, że to nie to. Postanowiłam jednak odwlec sprawę na "po świętach", bo nie dość, że jestem wielbicielką nabiału w każdej postaci, to świąt bez jajek już sobie zupełnie nie umiałam wyobrazić. Ale próbowałam się mocno ograniczyć. Na radykalną dietę przeszłam zaraz po świętach, ale te suche plamy wciąż nie dawały mi spokoju. Udało mi się zapisać Gniewka z dnia na dzień do dermatologa, który z kolei orzekł, że to nie żadna alergia, tylko "rogowacenie skóry" typowe dla niemowląt. Kazał smarować kremem i nie ograniczać się z dietą. Wróciłam do nabiału w ograniczonej formie, choć sprawa skóry się nie poprawia. Kolejna wizyta za nieco ponad tydzień. Niestety niejedzenie nabiału mi wyraźnie nie służy. Nabiał był w niemal każdym moim posiłku, a jedzenie chleba z samą szynką (bez masła) i plastrem pomidora czy też samym dżemem - średnio mi odpowiada. Pasztety wegetarianskie - też nie bardzo. Tym sposobem, zjadłszy na śniadanie jedynie kromeczkę z dżemem - prawie zemdlałam stojąc w rejestracji u dermatologa, gdzie dodatkowo było duszno i śmierdziało potem. Nie wiem czy nie miała też na to wpływu moja, jak się okazuje będąca w nienajlepszym stanie - tarczyca. Otóż, jako ofiara choroby Hashimoto, skutkującej jej niedoczynnością - od roku biorę hormon, którego moja tarczyca nie wytwarza w wystarczających ilościach. Ostatnią kontrolę hormonów tarczycy miałam 6 tygodni po porodzie i wszystko było w najlepszym porządku - wyniki w idealnej normie. Tymczasem wczoraj ze zdumieniem odkryłam, iż moje wyniki nie tylko są dalece poza normą - to na dodatek są skrajnie odmienne od wyników (nawet tych złych), które miałam do tej pory. TSH, który przed leczeniem był w nadmiarze - nagle jest na zatrważająco niziutkim poziomie. FT4, który zawsze był w normie - nagle jest znacznie ponad nią! Jednym słowem zamiast niedoczynności - mam teraz nadczynność. Jutro idę do endokrynologa, ale wszystko wskazuje na to, że przechodzę tzw. poporodowe zapalenie tarczycy i po tym epizodzie nadczynności, po ok 1-2 miesiącach wszystko powinno się uregulować. Mam taką cichą nadzieję, bo ostatnio zdecydowanie za dużo tych wizyt lekarskich.
![]() |
fot. Magda Garncarek |
No i odwiedziła nas moja kochana Madzia, która jest autorką powyższych zdjęć "przed i po".
A co poza tym? Bubusek w końcu zaczął chwytać! Czekałam na to dość długo i już nie mogłam się doczekać. Wydaje również coraz to częstsze i donośniejsze dźwięki o przeróżnym natężeniu - z reguły piski, krzyki o zabarwieniu raczej pozytywnym ;) Uśmiecha się baaardzo często. Zazwyczaj gdy nachylam się rano nad jego łóżeczkiem - również wita mnie powalającym uśmiechem :) Nałogowo ssie sobie łapki. Próbuje już przewrócić się z pleców na brzuszek, ale zupełnie mu to jak narazie nie wychodzi. No i już chyba tak bardzo nie łysieje. W przeciwieństwie do własnej matki, która to właśnie w ostatnim tygodniu zaczęła w końcu tracić swe ciemne, długie włosy, których to dziesiątki już można napotkać w każdym zakamarku mieszkania. Niestety - a ja się łudziłam, że uda mi się tego uniknać. O, naiwna!
![]() |
fot. Magda Garnacarek |