niedziela, 4 stycznia 2015

Dlaczego przewijałam dziecko w restauracji? Odpowiedź na felieton Agnieszki Kublik: "Pampers z niespodzianką".

Na moim prywatnym profilu fejsbukowym wywiązała się kolejna mała wojenka. Kiedyś była taka jedna o publicznym karmieniu piersią. Teraz jest o przewijaniu dzieci w restauracjach.

Wszystko zaczęło się od niedawnego felietonu Agnieszki Kublik z Gazety Wyborczej - pt. "Pampers z niespodzianką. To nie jest felieton przeciwko matkom." Pozwoliłam sobie pogrubić co bardziej irytujące fragmenty owego tekstu, który cytuję poniżej:

"Naprzeciw nas dwa małżeństwa (albo partnerzy, kto to dziś wie). Siedzą w rogu, na sporej kanapie (to ważne; dlaczego - o tym za chwilę). Są z dziećmi. To dwie dziewczynki, starsza tak około trzech-czterech lat, młodsza koło roku. Świergoczą, śmieją się. Urocze. Dziś nie jesteśmy już szczególnie wyczuleni na małe dzieci np. w restauracjach. Już się przyzwyczailiśmy, że rodzice ciągną je ze sobą wszędzie. (…) Piski, wiski, można nie usłyszeć własnych myśli, dosłownie. Rodzicom to nie przeszkadza. Nasi amerykańscy znajomi są zszokowani, dla nich to po prostu brak kultury.
Siedzę przodem do tych maluchów i nagle widzę, że ta młodsza ląduje na kanapie. Matka zaczyna ją rozbierać, ściąga majtasy i zmienia małej pampersa. Reszta ich towarzystwa nie reaguje. Widać wymiana pampersa z niespodzianką to dla nich normalka, nawet w restauracji, na oczach obcych.
Patrzę na te czynności higieniczne, choć wcale nie chcę. Siedzę w końcu nad talerzem z kolacją. Oglądanie pampersa z niespodzianką przyprawia mnie o mdłości. Ale patrzę bezwiednie, bo mam tę całą scenę dosłownie pod nosem. Wszystko trwa chwilę, mała jest już ubrana, matka bierze zwinięty pampers i niesie go do toalety. I wierzcie mi, nie chcę, ale nie umiem nie myśleć o tym, co jest w środku, co jest - jak by to napisać - transportowane obok mnie. Co za chwilę wyląduje w koszu w toalecie i będzie tam leżeć i ciągle o sobie przypominać. Zapachem, rozumiecie, co mam na myśli, prawda? Moi znajomi tego wszystkiego nie doświadczają. Siedzą tyłem do tych, a jakże, całkiem zaradnych rodziców. Relacjonuję im, na co musiałam - zupełnie nie chcąc - patrzeć. Gorąco dyskutujemy. Mogła czy nie mogła? W toalecie nie ma przewijaka, więc gdzie miała tego pampersa zmienić? Może przy pomocy ojca dałaby radę w toalecie? Nie przyszło jej to do głowy, zrobiła to tam, gdzie właśnie była, bez żadnego zażenowania. A co z dzieckiem? Zostało publicznie obnażone! Może powinna od razu wyjść i jechać do domu i tam pozbyć się pampersa z niespodzianką? A może, planując obiad w restauracji, powinna przewinąć małą tuż przed wyjściem z domu? Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że zrobiła rzecz niedopuszczalną. I że - co gorsza - najpewniej w ogóle nie ma o tym pojęcia!"


Konkluzja pani redaktor i jej amerykańskich znajomych jest jednoznaczna: matka zrobiła rzecz niedopuszczalną! Absolutnie karygodną. Mogła zrobić cokolwiek. Najlepiej natychmiast zaprzestać jedzenia i w panice wybiec z dzieckiem na ramieniu. Gdziekolwiek. Na ulicę, do domu. Kogo obchodzi dokąd?! W końcu najważniejszy jest komfort reszty klientów, nie jakiegoś bachora, którego matka "zaciągnęła" do restauracji, zamiast siedzieć z nim w domu. Komfort dziecka jest mniej istotny niż komfort dorosłych klientów. Przecież może siedzieć z brudną pieluchą - w końcu dziecko to jakby trochę mniej człowiek. I na dodatek prywatny problem i bagaż matki (bo w swoim tekście pani Kublik odnosi się przede wszystkim do matki - ojciec jest postacią poboczną). Jej osobista fanaberia. Skoro już musiała "CIĄGNAĆ" tego bachora ze sobą do włoskiej knajpki - to niech teraz coś wymyśli! Jej bachor - jej problem.

A pani redaktor przeżyła traumę. W prawdzie prawdopodobnie nikt poza nią samą tej szybkiej procedury zmiany pieluchy nie zauważył (sama przyznała, że matka uwinęła się w ekspresowym tempie) - to jednak Pampers z niespodzianką czyhał gdzieś tam w czeluściach kosza na śmieci. Pewnie kilka metrów dalej, ale przecież jednak tam był. I ona już nie mogła przestać o nim myśleć do końca wieczora.

Naprawdę niemowlęta i małe dzieci nie są mniej ważne od dorosłych tylko dlatego, że są małe i nie potrafią same się o siebie zatroszczyć. Nie są gorsze dlatego, że nie potrafią jeszcze zrobić kupy i siku w toalecie. Czy przez to powinny siedzieć z opiekunami w domu i nigdzie nie wychodzić? Czy przestrzeń publiczna jest i czy powinna być podporządkowana tylko pełnosprawnym, zdrowym i dorosłym? Owszem, może nam się coś nie podobać, możemy odczuwać dyskomfort w pewnych sytuacjach - ale pewna wyrozumiałość byłaby jednak wskazana. Mnie też nieco irytuje, że na każdej mszy w moim kościele jest chory umysłowo facet, który drze się niesamowicie głośno za każdym razem, gdy śpiewa lub mówi. Mój dyskomfort nie jest powodem wykluczenia go z kościoła. Staram się stawać z dala od niego. Na innej mszy trafiła się osoba upośledzona umysłowo, która przy każdej odpowiedzi, wyznaniu wiary, modlitwie - mówiła bardzo głośno coś zupełnie innego. Ot, wymyślone przez siebie słowa. Również było to dość irytujące i na dodatek mylące, a mimo to nie przyszłoby mi do głowy postulowanie, że takie osoby nie powinny przychodzić na msze. Denerwują mnie z kolei z przyczyn higienicznych (bo argument higieny przewijał się także wśród argumentów za nie przewijaniem dzieci w restauracji) - osoby chore, przeziębione, zasmarkane, kaszlące, nie zasłaniające ust i ziejące zarazą, które zupełnie nie mają problemu z przebywaniem w miejscach publicznych. Czy wyobrażacie sobie aferę o to, że ktoś przeziębiony przyszedł do restauracji? Ja nie. O to nikt jakoś awantur nie urządza i nie pisze o tym felietonów. Ale szybka zmiana pampersa czy karmienie piersią w miejscu publicznym to już powód do świętego oburzenia.

Oczywiście jak to zwykle bywa w tego typu dyskusjach - nagle obraz rzeczywistości wykoślawia się niemiłosiernie. Nie ma już "dyskretnego karmienia" ani "dyskretnego przewinięcia dziecka" - jest "wywalanie wielkiego cyca na stół" oraz "przewijanie obsranego tyłka na stole". Nie wiem skąd się wziął ten "stół" i ten mityczny dla mnie "wywalony wielki cyc", bo ani nie widziałam takiego publicznego, ostentacyjnego karmienia z całą piersią na wierzchu, ani przewijania obsranego dziecka na stole w restauracji. Za to jest kolejny powód by dowalić tym mamuśkom, co się "afiszują z macierzyństwem swoim". Otóż, nie wiem jak to jest "afiszować się z macierzyństwem". Jest mi to obce zjawisko. Ja po prostu, najzwyczajniej na świecie  - staram się kulturalnie odpowiadać na potrzeby mojego dziecka. Małego człowieka, uzależnionego ode mnie. Robię co do mnie należy. Jak jest głodny - muszę go nakarmić. Jak ma mokro - muszę go przewinąć. Jak mu się nudzi - muszę mu zapewnić jakąś rozrywkę.

I ja Wam z miłą chęcią wytłumaczę dlaczego czasem nie da się inaczej, mimo waszego potencjalnego dyskomfortu, i trzeba przewinąć dziecko w restauracji. Opowiem Wam na własnym przykładzie, jako, że w restauracjach i na stacjach benzynowych bez przewijaków byłam wielokrotnie i zdarzyło mi się kilka razy przewinąć dziecko na krzesłach lub na ławie czy kanapie. Oczywiście nie bezpośrednio na nich. Zawsze miałam ze sobą składany mini-materacyk do przewijania, który podkładałam by przypadkiem pupa dziecka nie miała styczności z podłożem. Tak więc wizja mebli umazanych kupą zdecydowanie odbiega od rzeczywistości, jakiej doświadczyłam. Dodatkowo zawsze miałam przy sobie chusteczki nawilżane, żel antybakteryjny i chusteczki do dezynfekcji. Wszystko było więc starannie wyczyszczone i zdezynfekowane. A jeśli zdarzyła się kupa, to trafiała wraz z pampersem natychmiast do woreczka o nazwie "Paklanki", który pachnie wyjątkowo intensywnie i natychmiast zagłusza zapach najbardziej śmierdzącej zawartości. Takie mamy dziś wynalazki! Ów szczelnie zamknięty woreczek z pampersem można swobodnie trzymać w torbie, nie obawiając się jakiegokolwiek nieprzyjemnego zapachu. Ale wracając do tematu - przewijane dziecko było w takiej sytuacji przeważnie niewidoczne dla osób postronnych, bo albo zasłonięte meblem, albo kimś, kto był akurat do pomocy. Także podejrzewam, że nikt z obecnych nawet nie odnotował tego faktu, a wierzcie mi, że nawet arcyśmierdząca kupa mojego dziecka - naprawdę nie roznosi swego zapachu na odległość ponad dwóch metrów i nie powali nagle wszystkich klientów restauracji, zdradzając naszą tajną operację. Nie zawsze to z resztą musi być kupa. Czasem dziecko ma bardzo mokrą pieluszkę i nie chodzi tu tylko o potencjalne odparzenia i jego komfort, ale pampersy też zwyczajnie przemakają. 

Ustalmy jednak jedno - przewijaka w lokalu brak. Dlaczego więc nie skorzystać z innych złotych rad, proponowanych przez panią Kublik, które powinny być doskonałą alternatywą dla przewinięcia dziecka w restauracji? Nie przeczę, że w niektórych przypadkach można by z nich śmiało skorzystać. Niestety nie we wszystkich.

Dlaczego nie mogłam przewinąć go wcześniej, skoro wybierałam się do restauracji? Powodów mogło być multum. Bo wcześniej byliśmy na wycieczce, np na długim spacerze, bo dziecko nie wydala na zawołanie, bo nie jest to zawsze sprawa do przewidzenia, bo byliśmy w podróży. 

Dlaczego nie przewinęłam w toalecie, przy pomocy ojca? Zacznijmy od tego, że nie zawsze jest ktoś do pomocy, co znacznie utrudnia zadanie. Ale nawet jeśliby był - czy nikt nie miałby problemu z ojcem w damskiej toalecie? Znając mentalność ludzi, których przedstawicielką jest pani Kublik - mocno wątpliwe. Przyjmijmy jednak - że nie miałby, lub, że toaleta byłaby pusta. Jeśli znajdowałby się w niej szeroki blat - sprawa jest rozwiązana. Faktycznie sama korzystałam z blatu przy umywalkach w damskiej toalecie, który służył mi za przewijak. Jednakże - gdy łazienka jest malutka, a do naszej dyspozycji jest jedynie umywalka, w dodatku również niewielkich rozmiarów - sprawa się komplikuje. Co nam zostaje? Podłoga lub … deska klozetowa. I w tym momencie pytam - serio, naprawdę uważacie, że bardziej odpowiednim miejscem do przewinięcia dziecka od krzeseł w restauracji jest deska klozetowa? Może odpowiecie, że tak - w końcu sami używamy klozetu do wydalania i sikania, więc czemuż by nie położyć na desce niemowlaka? Otóż nie, uważam, że kładzenie dziecka na desce klozetowej jest dalece większą przesadą niż dyskretne przewinięcie go w restauracji. Po pierwsze kontakt z zarazkami, które znajdują się na desce klozetowej w publicznej toalecie - może być dla delikatnego organizmu niemowlęcia zwyczajnie niebezpieczny. Małe dzieci są ponadto bardzo ruchliwe, a deska jest niewielka. Osobiście nie wyobrażam sobie utrzymać mojego syna bez niczyjej pomocy (a w dwójkę ciężko zmieścić się w jednej kabinie) na wąskim klopie. Z dużym prawdopodobieństwem mógłby z niej spaść, nie wspominając o tym, że dotykałby wszystkiego wokół rączkami, po czym natychmiast wkładał je do buzi. Twierdzicie, że rzekomo niehigieniczne jest przewijanie na sali (choć podałam skład całego zapasu środków, które mam ze sobą by zachować należytą higienę dziecka i otoczenia) - ale już serdecznie gdzieś macie czy higieniczne jest dla dziecka przewijanie na desce klozetowej. Ja uważam to za dalece nieodpowiedzialne i stawiające dobro innych klientów wyżej niż dobro dziecka. 

Dlaczego więc nie w wózku w toalecie? Jeśli mamy do dyspozycji gondolkę - faktycznie takie rozwiązanie może być dobre. Jeśli spacerówka rozkłada się całkiem na płasko - rzeczywiście można i z niej skorzystać. a co jeśli spacerówka nie składa się na płasko, jak przykładowo moja? No cóż - w tej sytuacji sprawa znów się komplikuje, bo ciężko jest ruchliwe dziecko przewinąć na siedząco. 

Dlaczego nie w samochodzie? Powodów i w tym przypadku może być wiele. Bo samochód stoi za daleko, bo na dworze jest zamieć lub ulewa, bo przyszliśmy do restauracji spacerkiem… 

Dlaczego nie na zapleczu restauracji? A czy wydaje się Wam, że naprawdę w każdej restauracji jest odpowiednio duże zaplecze, w którym znajdzie się miejsce do przewinięcia dziecka? A może na blacie w kuchni? Co na to Sanepid? Czy uważacie, że to jest aby bardziej higieniczne niż przewinięcie na sali? A może bardziej odpowiednia byłaby komórka na miotły? W takich sytuacjach sama obsługa zaproponuje po prostu byście usiedli z boku i dyskretnie zmienili pieluchę dziecku na kanapie/ławie/krzesłach…

Sama przerabiałam te sytuacje na własnej skórze i wierzcie mi, że przewinięcie dziecka na sali nie było moją fanaberią, chamstwem, bezczelnością, bezmyślnością, brakiem szacunku, afiszowaniem się macierzyństwem, chęcią utrudnienia czy uprzykrzenia Wam życia. Naprawdę starałam się by odbyło się to sprawnie i dyskretnie. Nikomu nie podkładałam pieluchy pod nos, nie brudziłam mebli kałem, odór kupy nie unosił się w powietrzu, a mocz nie lał do talerzy. Być może nikt tego nawet nie zauważył z osób postronnych. Zrobiłam to bo nie miałam wyjścia. Zmieniłam dziecku pieluchę w restauracji. Według pani Kublik zachowałam się "niedopuszczalnie". Okej. Trudno. Chciałam jednak nieśmiało zauważyć, że było to milion razy bardziej higieniczne niż jedzenie posiłku nieumytymi rękami przez połowę klientów owej restauracji. I milion razy bardziej higieniczne niż zostawianie zasmarkanych chusteczek na blacie. I milion razy bardziej higieniczne niż kichanie i kasłanie bez zasłaniania ust ręką. Ale czemu to nas nie oburza? Czemu o tym nie pisze się tekstów do GW i nie robi materiału w Faktach? Czemu osoby chore  (i nie mówię tu o niepełnosprawnych, ale o chorych na grypę czy przeziębienie)nie są eliminowane z przestrzeni publicznej, a dzieci traktowane są jak inny rodzaj psa, fanaberię rodzica, który "ciąga je" (cytat z Kublik) po knajpach, zamiast siedzieć w domu z tym irytującym stworzonkiem?

Pozostawiam to pytanie otwarte. 





68 komentarzy:

  1. To może ja też się załatwię w nocniczek przy stole bo będzie kolejka do toalety a mi sie bedzie chciało kupę? Przecież jestem tylko człowiekiem czyż nie?
    Dla mnie przewijanie dziecka na środku restauracji to po prostu brak kultury i chamstwo i średnio mnie obchodzi czy jest przewijak czy nie, kobieta która nie ma gdzie przewinąć dziecka powinna zgłosić sie do obsługi oni zaprowadziliby ja na zaplecze czy gdzieś do jakiegoś pomieszczenia. Ale lepiej mysleć tylko o sobie jak sie nie potrafi zachować prostaczka to niech nie chodzi do restauracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałeś w ogóle te tekst? Chyba nie bardzo.

      Usuń
    2. Zuzanno - a po co czytać? Przecież tu nie chodzi o nic poza tym, by swobodnie pohejtować jak jest okazja... Wszak ci hejtujący sami kulturą nie grzeszą.

      Usuń
  2. Wszyscy dookoła mówią, że nie ma dzieci są dorośli, więc trzeba je szanować i bla bla bla... No ale przecież żaden dorosły się tak nie zachowuje, tzn. żaden dorosły jeśli zdarzyłaby mu się podobna sytuacja nie zmieniłby majtek na środku restauracji nawet gdyby nie było w niej toalety. Sama miałam podobną sytuację, kobieta przewinęła niemowlaka na stole przy pełnej sali restauracyjnej. Nie powiem trochę mnie to zbulwersowało ale może nie sam akt (jestem krótkowidzem, siedziałam dość daleko nie widziałam dokładnie scenki rodzajowej :D) ale taki brak szacunku do własnego dziecka, które mimo że guzik z tego rozumiało musiało świecić genitaliami przed 20 ludzi... no trochę dziwne. Poza tym uważam, że ten artykuł nie powinien być punktem wyjścia do ataków na autorkę tylko do dyskusji na temat przygotowania restauracji i innych tego typu miejsc dla dzieci. Bo to baaardzo dziwne, że w środku Europy obecność przewijaka jest takim rzadkim zjawiskiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Cóż - chodzi o to, że dzieci są na równi ważne z dorosłymi, bo są ludźmi, ale nie mają takich możliwości. Oczywiscie dorosły ma mozliwość pójść do ubikacji i nie musi robić w pieluchę. Ma możliwość pójść w krzaki, znaleźć szybko dogodne miejsce. Z dzieckiem tak łatwo nie jest. Dorosłego nie da się też w ciągu 30 sekund przewinąć na kanapie ani krześle :) Ale słuszną uwagę miała jedna z komentatorek z mojej fejsbukowej dyskusji - że owszem, za granicą widziała sytuacje, gdy osoba na wózku, niepełnosprawna była w restauracji odessana - ponieważ nie umiała samodzielnie odkrztuszać śliny/flegmy. I nie było to zbyt apetyczne, ale jednk ta osoba również miała prawo być w restauracji. Inna osoba była karmona sztucznie przez sondę w brzuchu. Wybrała sobie potrawę z menu, dostała papkę z niej zrobioną a opiekunka nałożyła ją bezpośrednio do sondy. Również średnio apetyczne i mało komfortowe dla osób postronnych - ale jednak ta osoba także miała prawo przebywać w miejscu publicznym. Także to taka kwestia chyba warta przemyślenia :)

      Usuń
    2. Matka decydując się na dziecko decyduje się na ograniczenia- i nic w tym dziwnego nie powinno być że nie łazi się wszędzie z dzieciakami, a zwłaszcza do restauracji włoskich gdzie dorośli chcą odpocząć. Jeśli wielka matka polka ma ochotę na taki wypad niech załatwi sobie opiekunkę i zostawi dzieciaka w domu, a jak nie stać ją na opiekunkę to znaczy że nie stac ją na włoską restaurację. Nie wszyscy muszą wiedzieć że ktoś ma dziecko i te dziecko potrzebuje zmiany pieluchy przy stole przy którym wszyscy jedzą! Mateczki mają pretensje do właścicieli restauracji że nie ma przewijaków jakby to miałby być obowiązek myśleć o nich w pierwszej kolejności a to błąd, bo właściciel restauracji ma prawo nie wpuszczać matek z bachorami ani montować przewijaków. Dlaczego? Bo ludzie wychodzą z założenia że inni nie są kretynami i w miejscach dla dorosłych nie będzie śmierdzących dzieci

      Usuń
    3. Są tacy, co mają gówno w pampersie, a są tacy, co mają je w głowie. To drugie jest zdecydowanie gorsze, bo nie da się przewinąć.

      Usuń
    4. @Najlepszy Blog na Świecie nic dodać, nic ująć :)

      Usuń
    5. Zdecydowanie wolę gówno w pampersie ;-)

      Usuń
    6. Drogie panie, wasze dzieci kiedyś dorosną i będziecie miały trochę inny punkt widzenia na sprawę dzieci w przestrzeni publicznej. Może będziecie nawet potrafiły zdobyć się na odrobinę obiektywizmu. "Gówno w głowie" niestety stawia was na równi z tymi prostakami, którzy w chamski sposób wyrażają się o ludziach z dziećmi. Kobieta-matka nie musi być damą, zawsze może jeszcze oscylować między wózkarą a roszczeniową krzykaczką. I właśnie dzieci wychowywane przez taki typ kobiet nawet nie wiedzą, jak bardzo irytują otoczenie. Jaka matka, takie dziecko.

      Usuń
  3. Powiem tak. Bylyśmy na lotnisku, kolejka do odprawy długa, Alicja bardzo zdenerwowana i płacząca. Nagle słyszę i czuję jak wali do pampersa. Wyjścia miałam dwa: a/ wrócić się do toalety z przewijakiem (albo i bez kto to wie) i zaryzykować spóźnienie się do bramki (odległości na lotniskach są bardzo duże, a i zmiana pieluchy nie zawsze jest przewidywalna) albo b/ wejść z coraz bardziej rozwścieczonym dzieckiem do samolotu poczekać na odpowiedni moment (kiedy to można odpiąć pasy i wstać) iść przewinąć ją do toalety w samolocie, która w przewijak ( a raczej kawełek deski) jest wyposażona. Wybrałam opcję trzecią, przeszłam przez bramkę i na fotelach które były w drugiej części sali rozłożyłam podkład i przystąpiłam do przewijania coraz bardziej niezadowolonego dziecka. I całe szczęście! W samolocie były problemy, ktoś zasłabł, wszystko opóźniło się bardzo, zamieszanie, bieganie obsługi, służb medycznych... a moje dziecko na szczęście z czystą pupą spokojnie siedziało na moich kolanach. Czy czuję się źle z tym że 'obnażyłam' moje dziecko na lotnisku? Nie, bo coś takiego nie miało miejsca. Usiadłam dyskretnie w kącie z jednej strony położyłam torbę, z drugiej storny była ściana nad nami stał tata a ja nie wywiajłam gołą pupa córki tlyko dyskretnie wytarłam i szybciutko ubrałam. Ot tyle. A dla tego małego człowieka aż tyle. Gdybym była w restauracji to oczywiscie zapytałabym obsługi czy jest miejsce w którym mogę przewinąć dziecka, gdyby się okazało że nie to zrobiłabym to na kanapie jak ta obsmarowana w 'felietonie' matka. Z karmieniem piersia nie miałabym żadnych skrupułów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiłabym to samo. Dziękuję Justyno za kolejny przykład sytuacji, w której nie ma innego rozsądnego wyjścia niż przewinięcie dziecka publicznie.

      Usuń
    2. Ale na lotnisku raczej nikt nie je... to jest ta różnica!!

      Usuń
    3. na facebookowej dyskusji pojawily sie takze pretensje do matek ktore swoje yczace bachory ciagna samolotami (wiadomo terrorystki), wiec wiesz Justyno..... nie dogodzisz....

      Usuń
  4. Dlaczego nie pisze sie i nie tworzy "czarnych list" o restauracjach, ktore w zaden sposob nie sa przystosowane do przewiniecia dziecka. Juz nie tylko nie maja przewijaka, ale sa tak male, ze ledwo miescie sie tam jedna osoba. Ba! Korzystajac z toalety rysujesz czolem po scianie... To teraz, jak z takiej lazienki ma skorzystac niepelnosprawny? A co dopiero wjechac tam wozkiem? Nie da sie i o tym sie nie pisze.

    Dlaczego powstaje coraz wiecej miejsc, gdzie mozemy zabrac psa? Restauracje, sklepy, a nawet miejsca pracy. Tam gdzie nie mozna, to dyskryminacja. A przeciez nie kazdy musi miec ochote patrzec na pania z pieskiem na ramieniu czy na smyczy w trakcie robienia zakupow.

    Wlaczymy o tolerancje dla wszystkiego i wszystkich, ale matka i dziecko to gorszy element, ktory powinno sie zamknac w domu.


    A czy relacjonowanie znajomym przez Pania Kublik tego co zobaczyla Bylo na miejscu? Czy jesli juz to zobaczyla, to musiala psyc ten cudowny wieczor swoim amerykańskim znajomym? To bylo chyba bardzo nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierasz dobrowolnie dziecko- to nie idziesz do restauracji gdzie siedzą ludzie po to aby się zrelaksować. Róbcie sobie takie czarne listy z restauracjami bez przewijaków (jakby to był obowiązek właściciela żeby pamiętać o matkach z bachorami) i do nich nie chodźcie, nikt na tym nie straci a tylko zyska!

      Usuń
    2. Ciekawe, że anonimy mają w sobie najwięcej goryczy. ;) Gdyby ktoś kiedyś nie chciał tego "bachora", to nie musiałbyś drogi Anonimie teraz się męczyć na tym świecie. A kto wie, może i wyświadczył by przysługę...
      Gdybyś przeczytał dokładnie, to poza niedostosowaniem do dzieci zauważyłbyś też niedostosowanie np. do osoby niepełnosprawnej. Ona też wybrała dobrowolnie?

      Usuń
    3. Wybieram dobrowolnie dziecko i dobrowolnie idę do restauracji :) Im więcej takich wypowiedzi tym mniej się przejmuję. Już dziś usłyszałam takie epitety ciekawe w związku z tym tekstem, że tylko się śmieję :)

      Usuń
    4. Trudno, najgorsze jest to, że jako matki nie widzicie nic złego w swoim zachowaniu- poza swoim dzieckiem świata nie widzicie i to jest najgorsze... Znikają wasze instynkty społeczne. Otóż istnieją jeszcze inne osoby poza waszymi dziećmi i nikogo innego oprócz was to dziecko nie obchodzi. Więc przestańcie psuć ludziom wolne wieczory na rzecz swojego kaprysu. Jak ktoś jest chory psychicznie i się ciągle drze to też ma wychodzić wszędzie i robić co mu się podoba? Nic dziwnego że takie epitety słyszysz pod swoim adresem bo taka z ciebie wielka matka polka ale zdziwisz się bo nikogo to nie obchodzi.

      Usuń
    5. Ależ anonimie, oczywiście, że jeśli ktoś jest chory psychicznie, należy go zamknąć na cztery spusty, żeby go nikt nie widział i nie słyszał, broń Boże nie urażając swojej czułej estetyki. Święta racja.
      Dobrze też wiedzieć, że nikogo oprócz nas to dziecko nie obchodzi. Nas obchodzi, bo jest nasze, Zgodnie z tą logiką obca osoba nie musi nas obchodzić wcale - dobrze wiedzieć, na wypadek, gdyby szacowny Anonim w starszawym wieku zechciał usiąść w autobusie czy - broń Boże! - zasłabł na ulicy. Czy też po prostu chciałby przejść przez drzwi, przez które ja akurat zechcę przejść w stronę przeciwną. Na szczęście nic mnie to nie musi obchodzić.
      Praca domowa: przeczytać w słowniku definicję pojęć: "społeczność", "społeczeństwo", "życzliwość". powtarzać do skutku.

      Usuń
    6. Jakbym takiego anonima spotkała w restauracji i zwróciłbym mi uwagę ze powinnam z "bachorem" siedziec w domu to by chyba doszło do rękoczynów. Wszystko sie we mnie gotuje jak to czytam. Skoro kobiety ktore nie maja dzieci sa nieprzystosowane do zycia w społeczeństwie to niech same sobie siedzą w domu, ja nie bede więźniem bo mam dziecko i chyba zacznę je przewijać na stole w każdej restauracji!!

      Usuń
    7. Ale przecież jeśli najbardziej zależy Wam na dobru dziecka, to mogłybyście wybierać restauracje, w których są warunki do przewijania dzieci. Świat mimi - mam nadzieję, że jednak komfort Twojego dziecka jest dla Ciebie ważniejszy, niż bycie złośliwą w stosunku do innych ludzi.

      Usuń
  5. Po dwóch tygodniach w Polsce marzę tylko o powrocie do Danii. Naprawdę, mamy beznadziejnych złodziejskich polityków, starsi i niepełnosprawni są wykluczeni i żyją na granicy ubóstwa, ludzie zarabiają śmieszne pieniądze, staruszkowie są naciągni z każdej strony, każdy jest sam sobie, za nic odpowiedzialny i znikąd pomocy. A oni piszą o kupie dziecka w restauracji lub jakiejś innej pierdole, która NIE MA ZNACZENIA, a urasta to wagi SPRAWY NARODOWEJ. Ach te wstrętne matki. Rzygać się chce- wybacz dosadny język, Tak na mnie działa ten kraj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu jak zwykle temat zastępczy ;)

      Usuń
    2. O dokładnie, jakby nie bylo spraw ważniejszych... Ale czego się spodziewać bo Wyborczej i TVN.

      Usuń
  6. Ach, cała ta dyskusja ociera się o jakiś absurd. Problem nie rozbija się o to, czy to jest higieniczne i czy da się to zrobić dyskretnie. Nie chodzi o to, że ludzie chcą iść do restauracji i myśleć tam o jedzeniu, a nie o kupie w sąsiedztwie. Nie chodzi o to, czy ktoś się obnosi z macierzyństwem i uważa, że posiadanie dziecka do wszystkiego uprawnia, ani o to, czy bezdzieciaci uważają posiadanie dzieci za fanaberię. Według mnie chodzi o to, co moja babcia nazywała kindersztubą i o poczucie, że niekoniecznie w tych liberalnych czasach wszystko wszędzie wypada. Bo społeczeństwo, to nie tylko dziecko które dla Ciebie jest najważniejsze, ale też ludzie wokół których jesteś. Nie jestem matką, ale pewnie będę i mam takie głębokie przekonanie, że to ja po prostu spaliłabym się ze wstydu, gdybym musiała przewinąć dziecko w restauracji w obecności innych gości. Trudno, tak mam. Nie jestem jednak zwolenniczką zamykania matek z dziećmi w domach albo segregowania - te knajpy dla dzieciatych, a te dla niedzieciatych. Ale jako matka poszłabym po prostu do lokalu, w którym mogę zapewnić komfort swojemu dziecku, innym gościom i sobie, a więc do takiej, w której po prostu jest przewijak. Mój wybór. Jakie to proste.
    Mam wrażenie, że istotną kwestią jest też zaburzona perspektywa jednej i drugiej strony. Nic dziwnego, że po tygodniach, czy miesiącach ciągłego i nieustającego obcowania z najczystszą fizjologią swojego dziecka, rodzicowi sprawa powszednieje, do tego stopnia, że nie dostrzega niczego niesmacznego w tej najczystszej fizjologii. Nawet w restauracji. Ale dla niedzieciatego ulewające dziecko i kupa w pampersie to wstrząs :) I być może to jest właśnie przypadek opisany w felietonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisałam ja. Sadowska ;)

      Usuń
    2. Ale ta kupa w pampersie wcale nie jest tak stuprocentowo pewna. To jest - nie wiadomo do końca czy nie jest ona wyobraznią felietonistki. Mnie się wydaje, że to co sobie wyobrażamy jest kwestią naszego doświadczenia. Z mojego doświadczenia wynikało, że były sytuacje, w których poza ową salą - przewinąć nie było gdzie i nie było wyjścia. Nie było to kwestią mojego braku wychowania, jak nieco delikatnie sugerujesz, tylko poczucia, że jestem postawiona pod ścianą i muszę wykonać swój obowiązek wobec potomka niezależnie od warunków zewnętrznych i aprobaty otoczenia. Po prostu wyszły tutaj na jaw moje priorytety i jak widać zasady savoire vivre przegrały z dobrostanem dziecka. Mam mimo wszystko wrażenie, że u większości matek przegrają. I jednocześnie uważam, że to naturalne i, że tak powinno być. Natomiast nie powinno być tak, że jesteśmy zmuszeni tych wyborów dokonywać. Łatwo powiedziedzieć, że poszłabyś do lokalu gdzie są przewijaki - nie zawsze można to przewidzieć.I nie zawsze jest to zależne od Ciebie - gdzie się znajdziesz. Mogłabym dalej sypać przykładami - nie do końca wiem czy ma to sens, ale niech będzie. Byliśmy dwa razy na obiedzie (zaproszeni na obiad) w niedużej restauracji w Siemianowicach. W centrum miasta. Poszliśmy raz spacerkiem, drugim razem pojechalismy autem - ale byla strasza ulewa a auto stało kilka minut na piechotę od restauracji. Nie ma mowy o żadnym wiekszym zapleczu restauracji, które miesciloby jakieś miejsce na przewinięcie dziecka. Toaleta jest mini z tyci umywaleczką. W tej sytuacji byliśmy zmuszeni przewinąć dziecko na kanapie. Oczywiscie rodzina osłoniła dziecko i nikt go nie widział, a najblizsi klienci byli dość oddaleni. Inna sprawa, że również nie wyobrażam sobie gdyby moje dziecko obsrało się po pachy, a ja bym przewijała go w restauracji pelnej klientów. Na szczescie takich sytuacji nie mialam, a mam wrażenie, że u przeciwników przewijania taka wizja króluje. Natomiast na moje dziecko nikt uwagi nie zwrócił i o to chodziło.

      Usuń
    3. Okej, ja też nie jestem za przewijaniem dziecka przy stoliku, ale myślę, że sprawa wlasnie rozbija się o tą otoczkę którą stworzono w felietonie.

      Usuń
  7. To, że tłumaczycie się z tego, że musiałyście przewinąć dziecko publicznie jest żenujące i że musicie podkreślać jak bardzo je zasłaniłyście. Naprawdę. Przecież przy pewnej wprawie przewijanie to chwilka, Gdybym zobaczyła w restauracji matkę przewijającą dziecko, pewnie bym pomyślała, że nie miała gdzie tego zrobić i zajęłabym się swoim talerzem. Nie można porównywać małego dziecka do dorosłego, już bardziej te niepełnosprawne porównania są adekwatne. Tak sobie myślę - co za chory, nieprzyjazny macierzyństwu klimat, przy jednoczesnym zakazie aborcji i narzekaniu na niż demograficzny. Jestem z wami matkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Też jestem zdania, że to żenujące, że musimy się tłumaczyć, zwłaszcza, że sądząc po licznych ziejących agresją komentarzach nie na wiele te tłumaczenia się zdają.

      Usuń
  8. Przerażająca jest ta nietolerancja. Ja na miejscu red. Kublik, gdybym zauważyła fakt przewijania dziecka, tylko bym się uśmiechnęła i dalej kontynuowała rozmowę zamiast zwracać uwagę rozmówców na całe wydarzenie i robić z niego aferę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż. Ja zrobiłabym podobnie, ale wygląda na to, że jesteśmy w mniejszości :) Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Restauracja jest dla osób które chcą miło spędzić czas, porozmawiać , pozachwycać się smakiem potraw , czuć cudna woń wydobywającą się z talerza , upajać się aromatem ulubionego wina , miło i w spokoju spędzić czas w gronie bliskich , przyjaciół . Idąc do restauracji mam świadomość że będzie tak jak opisałam za to płace , bo nie tylko płacę za jedzenie i trunki , płacę za obsługę , płacę za czystość / estetykę , spokój od mojej kuchni . Więc mam prawo nie życzyć sobie przed nochalem uroczego bobaska z osraną pieluchą nie po to tu przyszłam . Skoro mamusia ma dylemat że nie ma z kim zostawić swojego ukochanego bobaska nie idzie do restauracji .Powiedzmy sobie że jest druga strona , przychodzi pani z panem oni gdzieś ulokowali swoje pociechy bo chcieli być bez nich , chodź na chwilę i nagle BUMMMMMMMMMMM ! niespodziana śliczny aniołeczek umazany gównem . Nie życzę sobie kup w miejscu w którym oczekuję zupełnie czegoś innego , jak będę miała ochotę na zjedzenie posiłku w towarzystwie kup i innych to kupię w Mc... i rozgoszczę się w sraczu prosząc gości o nie zamykanie drzwi !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie interesuje mnie kto gdzie lokuje swoje pociechy. Ja byłam przykładowo na rodzinnym, sobotnim obiedzie w większym gronie i logicznym jest, że nigdzie 'lokować' pociechy na ten czas nie będę, bo pozostali członkowie rodziny życzą sobie moją pociechę również zobaczyć. I wybacz, ale nie będziemy się barykadować w domu, bo niektórzy członkowie społeczeństwa nie lubią innych członków spoleczenstwa, ponieważ nie spełniają określonych standardów. Komuś innemu nie podoba się, że wózek zajmuje miejsce w windzie, komuś innemu, że psychicznie chory się wydziera publicznie, jeszcze innemu, że chory na genetyczną chorobę brzydko wygląda, jeszcze innemu, że ktoś jest otyły, a jeszcze innemu, że ktoś śmierdzi. ŻYCIE!

      Usuń
    2. Otóż nie, bo w pewne miejsca się chorzy psychicznie czy ludzie śmierdzący nie udają a zwłaszcza do restauracji podcierać sobie dupę przy stole! Nie widzisz nic innego poza swoim dzieckiem i nie patrzysz przy tym na innych- to jest najgorsze. DO RESTAURACJI WIECZOREM SIĘ Z DZIEĆMI NIE CHODZI A W DZIEŃ NIE WYCIĄGA ICH GÓWIEN PRZY INNYCH- czy to naprawde tak ciężko uszanować? Rozumiesz że nie jesteś najważniejsza na świecie tak? A może ja palę papierosy, dlaczego mam nie palić ich przy tobie w restauracji?

      Usuń
    3. To może zamieśćmy wszędzie tabliczki 'zakaz puszczania bąków', gdyż klient restauracji chce... jak to było? Acha, "czuć cudna woń wydobywającą się z talerza" (pisownia oryginalna)

      Usuń
    4. Absolutnie nie zgadzam się z opinią: "Skoro mamusia ma dylemat że nie ma z kim zostawić swojego ukochanego bobaska nie idzie do restauracji ." A może mamusia nie ma dylematu, tylko chce spędzić czas z "ukochanym bobaskiem" właśnie w restauracji?

      Usuń
    5. To niech sobie założy własną, gdzie będzie robić dziki folwark.

      Usuń
    6. Nie ma sensu praktycznie dyskutować, bo mamuśki uważają, że są pępkiem świata oraz ich dzieciątka. I basta.

      Usuń
    7. Nie trzeba wystawiać zakazu puszczania bąków w restauracji, bo dla wszystkich to oczywiste, że to niekulturalne. Niestety ze zmianą pieluszki na stole w restauracji jest już większy problem, bo z jakiegoś powodu nie dla wszystkich jest oczywiste, że to niekulturalne. I w ogóle nie wiem o co tu się kłócić. Jak już koniecznie chcecie ciągać malutkie dziecko do restauracji, to wybierzcie taką, w której będzie wyznaczone specjalne miejsce dla matek z dziećmi do karmienia, przewijania itp. Kochane matki, wystarczy myśleć - to rozwiąże problem z obu stron.

      Usuń
  10. Anonimkom umyka ze zaden przytomny wlasciciel wloskiej knajpy nie zrezygnuje ot tak sobie z rodzin z dziecmi. Co wiecej poproszono restauratorow o komentarz i wszyscy jak jeden maz stwierdzili ze NIE zwrociliby kobiecie uwagi NAWET poproszeni przez gosci. Mozna zakladac ze przemawia przez nich poprawnosc polityczna, natomiast ja sadze ze przemawia przez nich po prostu ekonomia. Matka kupuje porcje dzieciece (czyli pol porcji doroslej i 15% nizsza cena- czysty zysk), hektolitry picia, deser. Wydaje duzo. Duzo wiecej niz goscie przy stoliku obok, z ktorych jedna dziennikarka sie odchudza wiec tylko salatki druga owszem zjadla normalnie ale po obiedzie ewentualnie tylko kawa i niczym nie popily :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile taki wlaściciel restauracji potem traci bo klienci zrażają się do dzieci których w restauracji być nie powinno to już nie weźmiesz pod uwage?

      Usuń
  11. Mnie tylko zastanawia, czy jak Pani Kublik doczeka się własnych dzieci (lub może już je ma, nie wiem i nie chce wiedzieć), to czy zamknie się z nimi w 4 ścianach swojego mieszkania, jak ascetka i będzie czekać 2-3 lata, jak mała pociecha zacznie korzystać z ogólnie przyjętych miejsc do załatwiania czynności czynności fizjologicznych. Zgadzam się, że cała ta sytuacja, a już w szczególności nikomu niepotrzebny artykuł (bo przecież my w Polsce ważniejszych spraw do opisywania nie mamy), ociera się o absurd. Przedstawiona sytuacja w mojej opinii, jest mocno przerysowana. Nie sądzę również, że znajomi zza oceanu są tacy kulturalni i przewrażliwieni na zapachy. W Ameryce zapewne jest całe mnóstwo ludzi, którzy się na takie rzeczy nie oglądają, a wręcz przeciwni swoją łyżkę dziegciu dorzucają. Nie mam dzieci,ale dziecko to nie niewolnik domu, wózka, łóżeczka itp. Ma prawo aktywnie poznawać świat. Pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś mnie z nimi wyprasza z miejsca publicznego tylko dlatego, że są niepełnosprawne, wymagają pomocy albo noszą pampersy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj myslę, że kluczową rolę odgrywa tu nie dziecko i jego pielucha, ale ci AMERYKAŃSCY ZNAJOMI! No bo TAKI WSTYD przed nimi prawda? Będą mówić, że w Polsce to się w dupach poprzewracało i matki dzieci ośmielają się do restauracji, w dodatku włoskiej, zabierać. Kiedy powinny zamknąć się w domu, bo jak ktoś wspomnial z tych najmądrzejszych komentujących, decydujac się na dziecko musi zaakceptowac ograniczenia. Myslę, że do osiemnastki szlaban na wyjścia dla szanownej rodzicielki, bo najpierw kupy pieluchy, potem krzyki bieganie, potem śmichy chichy, bunty, za mocne makijaże, itp. No coż szanowne mamy, może po prostu stowrzyć getta dla matek z dziećmi, co by "normalnym" ludziom życia nie zatruwać. A co do strasznie nieprzyjemnych odczuć Pani Obruszonej Felietonistki z Amerykańskimi Znajomymi - faktycznie, mama transportowała koło niej pieluchę z ZAWARTOŚCIĄ, a ta czaiła się na nią w łazienkowym koszu rozsiewając zapachy. Idźmy krok dalej. Zlikwidujmy toalety myślę. Bo przecież, jak gość wstaje od stolika i idzie w kierunku kibelka w wiadomej sprawie, to przechodzi koło mnie TRANSPORTUJĄC w sobie KUPĘ! I zrobi ją do tolaety i ona będzie tam na mnie czyhać. resztę posiłku pędzę myslac o tym jak on tam siedzi i robi tę kupę. Nic już nie będzie takie samo...

    OdpowiedzUsuń
  13. Ludzie, zlitujcie się. Jakie przewijanie na stole wśród talerzy??? Jakie umazanie "gównem"??? Jakie zapachy???
    Założę się, że matka zrobiła to bardzo dyskretnie, bez epatowania gołą pupą dziecka (zwróćcie uwagę, że red. Kublik nie podała płci dziecka), zawartością pampersa i zapachami. Miała pecha, że trafiła na żądną sensacji dziennikarkę. No i warto było (dla pani dziennikarki) - od tygodnia w internecie dyskusja i wzajemne docinki. A wystarczy trochę życzliwości i nie wyolbrzymianie problemu! Ktoś napisał: "bo wy, matki, to takie święte krowy" i (w domyśle) dlatego stajecie w obronie tej kupy i tej matki. Otóż dodam, że moje dzieci zbliżają się do trzydziestki, a zatem nie dlatego staję w obronie prawa matki do przewinięcia dziecka w restauracji w razie konieczności. Dodam jeszcze, że z pieluchowymi dziećmi nie chadzałam do lokali gastronomicznych, ale nie dlatego, żeby nie urazić "wrażliwych" bywalców pokroju red. Kublik, tylko z bardziej prozaicznego powodu: nie było mnie na to stać. Natomiast wielokrotnie zdarzało mi się karmić piersią dziecko (bez ostentacyjnego "wywalania cyca") oraz zmieniać dziecku pieluchę w miejscach publicznych (parku, pociągu, biurze organizacji, w której udzielałam się społecznie). I na koniec spostrzeżenie: ta niemowlęca kupa i jej smród urosły w sieci już do takich rozmiarów, że w porządnej włoskiej restauracji nie ma już miejsca dla zwykłych konsumentów.
    A dla matek z dziećmi pieluchowymi mam propozycję: może jakiś Flash Mob? ;-)
    Ale warto sprawdzić wcześniej, w jakich miejscach i o jakiej porze bywa w nich red. Kublik... Wystarczy ona, bo sprawdzenie preferencji lokalowo-terminowych jej amerykańsckich znajomych byłoby chyba bez szans ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam takie swoje uwagi:
    1. nie zwracam uwagi na to co się dzieje przy innym stoliku, bo interesuje mnie wyłącznie osoba, z którą przyszłam.
    2. naprawdę wiele razy byłam obecna przy zmianie pieluszki i nigdy nie poczułam brzydkiego zapachu (nie porównujmy kupy niemowlaka do kupy dorosłego)
    3. "obnażanie dziecka" ... serio???
    4. przeszkadza mi jak ludzie śmierdzą potem, czy powinnam komuś zwrócić uwagę, że ma iść do domu i się umyć i dopiero wrócić do restauracji? hmmm...
    5. przeszkadza mi jak ludzie niechlujnie jedzą, mlaskają, siorbią, wydłubują resztki jedzenia z zębów itp. Wiecie co robię... odwracam głowę.
    6. czasami przeszkadza mi jak ktoś pali, wtedy się przesiadam albo czekam aż skończy. Palenie szkodzi zdrowiu innych ludzi, kupa - nie!
    7. nawet jeśli rodzice mogą z kimś zostawią dziecko, to może po prostu nie chcą. Może chcą trochę z nim poprzebywać, pokazać mu, że są inne miejsca, w których trzeba się odpowiednio zachować. Do muzeum też byście dziecka nie wpuścili?
    8. są już miejsca (np. hotele), do których nie wpuszczają ludzi z dziećmi. Niektórzy chcą spędzić czas w spokoju.
    9. i tak na koniec. Mam dziecko. Nigdy nie przewijałam go w restauracji przy stoliku. Myślę, że w większości restauracji można odejść przynajmniej na bok. Natomiast są sytuacje, gdzie trzeba to zrobić sprawnie i nie ma co się ogladać (np. lotnisko.). Nie zabieram dziecka np. do SPA (choć jest tam kącik zabaw dla dzieci), bo mam świadomość, że moje dziecko bardzooo głośno mówi i nikt by przy nim się nie zrelaksował.
    10. Szanuj innych ludzi. Pamiętaj, że TY też możesz się kiedyś znaleźć w niekomfortowej sytuacji.

    Pozdrawiam
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  15. no może język felietonistki nie jest zachecający ale mimo iż sama jestem matką dwójki dzieci, to zmienianie pampersa z kupą w sali restauracyjnej też uważam za nietakt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem nie można inaczej - to straszne że niektórym tak trudno to zrozumieć..
      łatwo czepić się rodziców z dziećmi ale chamskich osiłków na uicy to już niekoniecznie..

      Usuń
  16. Dam sobie rękę uciąć, że ta pani redaktor nie ma dzieci. Nie ma pojęcia o tym, jak to wygląda w praktyce. Urodziłam dziecko i to znaczy, że juz nigdy nie pójdę z mężem do restauracji bo mamy dziecko? Mamy kurde zamawiać na wynos? A sprawa z przewijaniem dla mnie wyglada tak ze jak jej to tak mega przeszkadza to po cholerę sie patrzy. Nikt jej nie kazał oglądać, poza tym założę sie ze to trwało sekundę i nie było takie obrzydliwe jak to opisała :)

    OdpowiedzUsuń
  17. "Amerykańscy przyjaciele"... hi hi hi, kompleks narodowości? Amerykanie nie takie akcje odwijają, jak przewijanie niemowlaka na stoliku w KFC (bo gdzie indziej tych znajomych mogła p.redaktor zabrać?), więc luuuuz, stolik niewygodny i chybocze na jednej nodze - ot, to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wytłuszczyłaś nie te zdania co trzeba. Powinnaś podkreślić to o hałasie nie do zniesienia, który uwielbiają robić dzieci w miejscach publicznych i to o gównie obok talerza z jedzeniem w restauracji. Niby tak zależy Ci na komforcie dziecka, ale nie pomyślałaś, że jak to dziecko podrośnie i dowie się co ty z nim wyczyniałaś, to bynajmniej komfortowo mu nie będzie. Nie opowiadaj głupot, że zależy Ci na komforcie dziecka. Poszłaś do restauracji nie po to, żeby nakarmić dziecko, tylko po to, żeby samej co zjeść i miałaś gdzieś, że nie ma tam miejsca do przewijania. Powiesz kiedyś swojemu dziecku, że ciągałaś je ze sobą do restauracji, żeby je rozbierać do naga przy ludziach i obnosić się z jego kupą wokół talerzy z jedzeniem? Biedne dziecko, pomyśli pewnie: "Ale siara, co z Ciebie za matka".

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja zawsze jak wracam z warszawskiego Teatru Małego Widza, idę z córką do restauracji - wybieram poprostu takie, w których jest przewijak i kącik dla dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dlaczego nikt nie oburza się faktem, że restauracje nie są przystosowane do przyjmowania rodzin z małymi dziećmi, tylko tym, że matka przewinęła dziecko na widoku?

    Najbardziej w naszym społeczeństwie rozwala mnie fakt debatowania na temat granic matczynego jestestwa. Jesteś matką to pewnie siedzisz w domu dopóki zacny potomek nie osiągnie pełnoletności dlatego nie musimy ci gwarantować:
    - miejsca z przewijakiem w KAŻDYM obiekcie uzyteczności publicznej,
    - podjazdu dla wózka (a co, tyraj z 15 kilowym głębokim wózkiem i jego obsraną wrzeszczącą zawartością na plecach, albo "zaakceptuj swoje ograniczenia" i siedź w domu...)

    Przy tym:
    - nie licz na domową wizytę lekarza,
    - wszystkie papierkowe sprawy (PESELE, becikowe grosze, macierzyńskie urlopy itp.) załatwiaj sobie sama, bo Twój mąż (fajnie jeśli go masz) zapieprza na ośmiu etatach, żebyście z głodu nie pomarli, bo wszystkie artykuły dla dzieci są i cholernie drogie i obłożone zasranym podatkiem dla Państwa Naszego Cudownego...

    Od pół roku jestem matką... Spełniła się przepowiednia mojej mamy: "Jak urodzisz dziecko to dostaniesz pyska, bo o wszystko będziesz musiała sobie zawalczyć..."

    A drodzy oburzeni dziecięcą fekalnością: Wasze delikatniusie pupeczki też niegdyś srały do pieluch i to w czasach gdy pampersów nie było i Wasze tetry powiewały dumnie na sznurach na pranie przed domem dumnie obwieszczając, iż Wasz przewód pokarmowy ma się znakomicie... Na co patrzyli i ksiądz idący oddać posługę ostatniego namaszczenia, i zakochana para przechodząca nieopodal, i starsza Pani wracająca z kościoła, i starsze dzieci bawiące się na podwórku...

    OdpowiedzUsuń
  21. Program Miasto Kobiet - TVN Style, przygotowuje dyskusję, dotyczącą powstania stref wolnych od dzieci oraz karmienia piersią w miejscach publicznych. Do rozmowy chcemy zaprosić dwie strony sporu - zwolenników i przeciwników ;) W komentarzach pod postem temperatura zawrzała, może chcielibyście Państwo wziąć udział w rozmowie w studiu? Jeśli znajdą się chętni prosimy o kontakt na miastokobiet@tvn.pl lub telefon 502-555-156.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie miesci mi sie to w glowie, ze ktos moze powiedziec, ze z dziecmi sie do restauracji nie chodzi. Mysle tez, ze te komentarze sa lekko przesadne, ze ktos chce sobie zjesc romantyczna kolacje ale nie moze bo dzieci przeszkadzaja. Z dziecmi do restauracji chodzi sie raczej w ciagu dnia a nie wieczorem. Jak sie ludzie zamkna z dziecmi w domu to pozniej bedzie tego efekt w przyszlosci. Czlowiek niezsocjalizowany, niewychowany itd. Mieszkam w UK i tu jest to normalne, ze dzieci uczestnicza w zyciu. Kazde miejsce jest przystosowane na klientow z dziecmi.

    OdpowiedzUsuń
  23. Okej, felieton Kublik mnie zdenerwował. Jestem matką, jestem z tego dumna, moje dziecko chodzi ze mną wszędzie, gdzie tylko mogę go ze sobą zabrać, mając na uwadze jego komfort. Karmiłam go piersią w parku, dyskretnie, na ławeczce, okryta pieluszką w kolorowe samolociki - myślę, że nie wzbudziłam tym sensacji - mimo, że przecież "wielki cyc" był na wierzchu! Zapewniam, że bez wahania nakarmiłabym dziecko w restauracji, na oczach Pani Kublik, uśmiechając się do niej nawet. Dlaczego? W końcu to miejsce spożywania posiłków - moje dziecko też ma prawo zjeść, a ja Pani w talerz nie zaglądam.
    Jako matka mam na względzie przede wszystkim komfort mojego dziecka! Pani Kublik może sobie na to patrzeć lub nie.
    Kwestia pełnej "niespodzianek" pieluszki jest dla mnie kwestią jasną. Nie zrobiłabym tego na kanapie restauracji. Zdarzyło mi się dziecko przebierać w różnych sytuacjach i miejscach (dużo podróżujemy, często wychodzimy i ogólnie survival pieluszkowo-karmieniowy mam zaliczony na 6), nie raz zaistniała taka konieczność w sytuacji w której byliśmy ze znajomymi na obiedzie, np.: w pizzerii. NIGDY (!) nie przewinęłabym dziecka w obecności innych ludzi obcych, jedzących czy nawet patrzących na to. Z szacunku przede wszystkim dla swojego dziecka, klietów i siebie. Proszę uwierzyć lub nie - będąc w restauracji wystarczy wziąć dzieciaczka, torbę z przyborami i zaczepić gdzieś z boku kelnerkę. NIGDY MI NIE ODMÓWIONO! Mieszkam we Wrocławiu - mieście które nie koniecznie dba o komfort małych mieszkańców - ale (!) kiedy posiada się dobre podejście i trochę kreatywności, nie ma problemu aby pampers zmienić w intymnej atmosferze zaplecza (par example) i wrócić z zadowolonym niemowlęciem do stołu. Podkreślam - karmienie jak najbardziej w każdym miejscu (najlepszy przykład - karmiłam w InterCity, w przedziale z innymi pasażerami. Zrobiłam to tak, że myślę iż większość osób mających mnie na widoku myślała że po prostu przytulam marudzącego noworodka), ale przewijanie to jednak jakaś pochodna defekacji, i moim zdaniem należy się tej czynności jakaś prywatność. Jeśli nie interesuje nas zdanie innych na ten temat, to chociaż pomyślmy o swoim dziecku.
    Co do ciągania "bachora" (swoją drogą ludzie mówiący tak o cudzych dzieciach, zasługują na siarczysty policzek - polecam zapoznać się ze znaczeniem i pochodzeniem tego określenia nieco szerzej) wszędzie to proszę mi wybaczyć, ale nie podpisywałam cyrografu na mocy którego zniknę z przestrzeni publicznej razem z narodzinami dziecka! Jestem aktywną młodą kobietą i nie pozwolę sobie ograniczać moich podstawowych praw i wolności a tym samym robić tego mojemu dziecku.

    OdpowiedzUsuń
  24. przede wszystkim, problemem jest to, że w restauracjach i podobnych przybytkach nie ma przewijaków, i uważam, że to jest kwestia zasadnicza, na którą w wypowiedziach na ten temat powinno się kłaść największy nacisk. rozumiem, że rodzice stają przed trudnym wyborem. daleka jestem od twierdzenia, że rodzic powinien ze swoim potomkiem pozostać w domu do czasu jego usamodzielnienia się w kwestiach fizjologicznych, jednak musimy się wszyscy szanować wzajemnie, bez znaczenia jest fakt, czy jesteśmy matkami, ojcami, niepełnosprawnymi czy, na przykład, palaczami. w przestrzeni publicznej zachowujemy zasady określone definicją współżycia społecznego, i to, że np. palę papierosy znaczy, że nikt nie przejmuje się tym, że choruję wychodząc zimą zapalić na zewnątrz lokalu. można uznać, że palenie to mój wybór, jednak teoretycznie mogłabym zapalić wewnątrz ryzykując ewentualną grzywną, z tym, że nie robię tego szanując porządek społeczny i ludzi siedzących wokół. oczekiwałabym podobnego szacunku kiedy chcę spokojnie zjeść, napić się czy porozmawiać. nieraz zdarzało mi się czekać w długiej kolejce do łazienki, a nawet wybrać wyjście w krzaki za potrzebą ponieważ nie było innej opcji, chyba , że upublicznienie swoich potrzeb fizjologicznych:P. widok pieluchy może być neutralny dla rodziców malucha, niestety, dla reszty ludzi nie jest. nierzadko denerwuje mnie roszczeniowa postawa kobiet, rzadziej mężczyzn, które uznają, że jako matkom/ojcom wolno im wszystko, wszystko jest dozwolone, a żadne zasady współżycia społecznego nie obowiązują. dzieci, szczególnie załatwiające się w pieluchę, mają gdzieś to, w jakim miejscu się znajdują, zatem zabieranie ich w miejsca do tego nieprzystosowane jest decyzją i odpowiedzialnością wyłącznie ich rodziców i ta decyzja nie powinna rzutować na komfort reszty społeczności. czy przewinęlibyście dziecko także w autobusie albo na na spotkaniu biznesowym?
    konkludując, nie wszystkie dzieci nasze są i nie musimy tolerować w przestrzeni publicznej, np jako goście knajp, tak ich kup, jak i nieodpowiedniego zachowania. na koniec,apeluję o PRZEWIJAKI WSZĘDZIE, a jeśli właściciele lokali nie życzą sobie dzieci wewnątrz, też można, jak na zachodzie, wystarczy odpowiednia reklama, status, etc.
    przy okazji przydałoby się więcej toalet publicznych w miastach.

    OdpowiedzUsuń
  25. Pani Zuzanno czytajac Pani artykuł załamuję się nad tym w jakim kierunku dąży nasze społeczeństwo. STrach mnie ogarnia, kiedy widze z jakim przekonaniem wierzy Pani w swoje "racje". Tragedia. Posiadanie dziecka nie jest wizą do bycia uprzywilejowaną warstwą społeczeństwa. Sama mam maluszka i nie wyobrazam sobie przewijania go na kanapie w restauracji na oczach obcych ludzi JEDZĄCYCH. Nawet jesli miałoby mi to zająć pół sekundy. Po prostu tak się nie robi, mówią o tym podstawowe zasady savoir vivre. Jeżeli Pani nie widzi w takim zachowaniu nic złego, to nie wiem kto i gdzie Panią wychowywał. Idąc z tokiem Pani myślenia, równie dobrze mogę zmienić tampona na środku ulicy, ponieważ do lazienki jest za daleko, a akurat jestem w potrzebie. No ludzie, są granice. Restauracja jest to miejsce, do którego ludzie przychodzą coś zjeść, spędzić miło czas, a nie oglądać i wąchać to, co zrobiło Pani dziecko. Wystarczy pójść do obsługi i mieć do nich pretensje o brak przewijaka i prośbę o wskazanie odpowiedniego miejsca na wykonanie tejże intymnej czynności, które na pewno by się znalazło. Wystarczy odrobina dobrej woli a nie przeświadczenie, ze "ja mam dziecko, moge wszystko, musicie to przelknac. smacznego!"Ciemnogród. A za taki brak kultury i wiesniactwo jakie Pani reperezentuje swoimi pogladami, stanowczo nie pozdrawiam, bo Pani i inne takie "matki" przynosza wstyd naszemu narodowi i normalnym mamom.

    OdpowiedzUsuń
  26. IMO przewinięcie dziecka w restauracji to przesada. Jak jestem z dzieckiem, to wybieram restauracje (cukiernie, kawiarnie...), gdzie są przewijaki, tyle na temat. I też nie chciałabym, żeby mi ktoś przewijał obok dziecko jak jem obiad. Trzeba sobie uświadomić, że świat nie kręci się wokół mnie i mojego dziecka.
    Wiadomo, zdarzają się sytuacje awaryjne, ale opisana nią nie była - rodzice powinni najpierw sprawdzić, czy ta restauracja jest dostosowana do ich potrzeb (no chyba, że była jedyną w mieście, w co wątpię).

    OdpowiedzUsuń
  27. Najprościej: nie zabiera się niemowląt do opery, teatru, kina, na koncerty w zamkniętych salach, ani do restauracji, w których nie ma pomieszczeń/urządzeń do przewijania dzieci.
    To są pewne oczywiste standardy, których nie trzeba nikomu tłumaczyć.
    I nie chodzi tylko o nagłą potrzebę przewinięcia dziecka, ale również o to, że dzieci hałasują, a krzyk jaki potrafi wydać z siebie sfrustrowane czymś niemowlę, jest szczególnie trudny do zniesienia dla osób, które przyszły się zrelaksować.

    Argumenty, że dziecko nie jest kimś gorszym, są na śmiesznym poziomie. Niemowlę po prostu nie ma czego szukać w restauracji. Wszystko jest w porządku, dopóki jego obecność jest niezauważalna, ale nie można liczyć na to, że tak będzie przez cały czas naszego pobytu w lokalu.

    Dlaczego matka wybiera się do restauracji z niemowlęciem? Powodów może być tysiąc, ale żaden nie będzie wystarczająco uzasadniony, żeby to tolerować. Zjawisko jest w Polsce coraz powszechniejsze, ponieważ ludzie nie mają ochoty zmieniać trybu życia po pojawieniu się dziecka w rodzinie. Ale to ich w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwia. Restauracja to luksus / rozrywka, w żadnym wypadku nie należy do miejsc przymusowego pobytu.

    A przewijanie dziecka przy jedzących ludziach jest po prostu objawem niefrasobliwego braku kultury.

    A, jeszcze jedno. To, że nikt nie zwrócił matce uwagi, bynajmniej nie oznacza, że nikt inny prócz dziennikarki tego nie zauważył. Ludzie wiele rzeczy komentują jedynie w gronie swoich znajomych. Ale owszem, zauważają.

    OdpowiedzUsuń
  28. odpieluszkowe zapalenie mózgu. młodym mamuśkom się wydaje że w związku z tym, ze wypchały z własnej nieprzymuszonej woli z siebie dziecko, to już cały świat powinien kręcić się wokół nich i do nich dostosować. a ja mam gdzieś pani dzieciaka i jego odchody. paniusia do samochodu nie pójdzie, bo źle, bo za daleko, do łązienki czy z boku nie, bo niekomfortowo księżnej... a innym ludziom może być niekomfortowo? nie, oczywiście NIE, liczy się tylko święta mamuśka i jej dziecko. wstrętne egoistki. gdyby pani w mojej restauracji przebierała śmierdzącą pieluchę, to bym panią pokazowo wyrzuciła i serdecznie przepraszała klientów, że musieli wąchać smrody pani dzieciora. moze wpadnę do pani z moim pieskiem i się pani zesra na dywan w trakcie obiadu? ale proszę się nie martwić, posprzątam cichutko i bez problemu :* takie jak pani robią złą opinię matkom i przez takie jak pani normalne mamy nie są dobrze widziane w wielu miejscach, bo ludzie się boją, że będą się tak jak pani podobne zachowywać. dziecko będzie się w przyszłości wstydzić mamuśki walczącej o prawo dla jego gówien

    OdpowiedzUsuń
  29. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  30. Autorko, jesli nie bylo przewijaka, powinnas byla najpierw pojsc do obslugi restauracji i zapytac o dyskretne miejsce poza sala jadalna, w ktorym moglabys przewinac dziecko. Powinni byli tobie wskazac, jesli restauracja byla niedostosowana dla dzieci.

    Jesli nie byloby takiej opcji, wtedy dopiero moglabys przewinac dziecko na sali, w jakims cichym kacie.

    Mimo wszystko, ja nie przewinelabym dziecka w restauracji obok gosci. Sa pewne granice. I tak, jestem matka i to wszystko przerabialam.

    OdpowiedzUsuń