Przebyliśmy razem ponad 1600 km w obie strony. Gniewko zniósł to niesłychanie dobrze. Robiliśmy przerwy co 2-3 h i jakoś zleciało. Mimo strasznych korków w drodze powrotnej.
I znów brakuje mi czasu. Wróciłam chora. Przeziębiona. Na szczęście Gniewko wciąż zdrów jak ryba. Rosną nam kolejne dwie jedynki - u góry, bez większych problemów. Zaczęło się też pełzanie na całego. Do przodu, do tyłu, w lewo i prawo. Nieważne w jakim stylu, grunt, że dorwie wszystko w zasięgu wzroku. Co tylko wpadnie mu w oko. Przy okazji wyskoczyły nam znów czerwone plamy na policzkach, rozważam czy to po pomidorze czy może znów po pół łyżeczki kaszy manny… a może jeszcze po czymś innym?
Tydzień w domku w lesie. Rodzinnie. W szóstkę. Rodzice, mama Mieszka, ciocia i my. Mnóstwo grzybów, ryb, wiewiórek i królików. Ale jedliśmy tylko te pierwsze. Tydzień z basenami - pierwszy raz Gniewka w tak dużym zbiorniku wodnym. I nauka pluskania się w wodzie. W końcu zrozumiał, że to może być naprawdę niezła zabawa.
Było też trochę zwiedzania, trochę zabawy na karuzelach i rollercosterach w Heide Parku. Czasem słońce, czasem deszcz. Czasem nawet ulewa. I dużo wypoczynku. Piękny tydzień.
Ja niestety wieczorami pracowałam, żeby się jakoś wyrobić z obrabianiem zdjęć i robię to nadal. Dlatego w ramach przerywnika - kilka scen z naszych wakacji. Na razie część pierwsza.