sobota, 10 stycznia 2015

Ostatnie tygodnie w obrazach.

Dla rozluźnienia atmosfery po gorących dyskusjach, toczących się pod ostatnim tekstem - dziś będzie mniej kontrowersyjnie, a bardziej obrazkowo. Czas nadrobić zaległości w dokumentacji fotograficznej ostatnich kilku miesięcy, które to upłynęły mi w znacznej mierze na obrabianiu zdjęć. No to zaczynamy!


Gniewko - nieustraszony rycerz na swym rumaku. Żadne strachy mu niestraszne!Aż trudno uwierzyć, że tych zdjęć nie opublikowałam do tej pory na blogu. Pochodzą z końca listopada! Na szczęście reszta zdjęć jest bardziej aktualna :)

Zimowe zachody słońca za moim oknem bywają urzekające...



Ostatnie miesiące nie rozpieszczały nas pod względem apetytu Gniewka. Raz jest, raz go nie ma. Apetytu, rzecz jasna. Na powyższych zdjęciach widoczne jest spożywanie posiłku w wersji BLW, ale kultywujemy przede wszystkim tradycyjne karmienie z racji tego, że Gniewko jednak wciąż preferuje samodzielne rzucanie jedzeniem na podłogę od samodzielnego jedzenia. A przy jego wadze oscylującej na dole siatki centylowej mogłoby to przynieść marne efekty.


Chodzenie przy meblach - mamy już na poziomie zaawansowanym. Gniewko wciąż jednak nie chodzi samodzielnie, do czego zupełnie nam nie śpieszno. Z racji nieco obniżonego napięcia mięśniowego - jak najpóźniejsze rozpoczęcie samodzielnego chodzenia jest najlepszą opcją. Także żadnego chodzenia za rączki i popychania go do tego - z naszej strony nie będzie.



A takie cudeńko kupiłam Gniewkowi do pokoiku. Piękny mobil autorstwa Katsumi Komagaty i Christel Sadde. Jestem w nim zakochana, mimo iż początkowo spadł nam aż trzy razy, a wierzcie mi, że poskładanie go na nowo wcale nie jest takie łatwe. Na szczęście od ponad tygodnia wisi i nie spada... Choć podoba mi się tak bardzo, że zastanawiam się czy nie przenieść go do naszej sypialni, a Gniewkowi nie sprezentować innego mobila z ptaszkami, który wypatrzyłam ostatnio na decobazaarze.





Pewnego razu, na początku stycznia - zrobiła się straszna zamieć… Mimo, że było południe - ciemno jak w nocy.









Natomiast dziś - śniegu nie ma. Tylko leje i wieje.

Na koniec prezentuję Wam mój kolejny nowy nabytek - cotton balls. Dostałam je w prezencie urodzinowym (5 stycznia znów się postarzałam :) od mojego męża. Docelowo mają znaleźć się w pokoju Gniewka, ale póki co nie jest on przesadnie uczęszczanym przez nas pomieszczeniem - dlatego wstrzymam się z umieszczeniem ich tam do czasu, aż Gniewko zacznie tam częściej przebywać. Póki co - lampki znalazły swoje tymczasowe miejsce w naszej sypialni, tuż obok literki G, która także powędruje w bliżej nieokreślonej przyszłości - do Gniewkowego pokoju.






A to mój rześki jak skowronek - ranny ptaszek :) Chociaż trzeba przyznać, że mimo ostatnich poważnych problemów z przesypianiem nocy - czasem daje mi pospać nawet do 9.00!



3 komentarze:

  1. O BLW to już nie będę pisać, sama wiesz... ;-) Ale o spaniu do 9:00, oj, zazdroszczę! My teraz walczymy żeby odzyskać rytuał, bo od jakiegoś czasu mam noc przespaną do 4:00 a później zabawa. Następnej nocy 3 karmienia i spanie do 7:00...

    OdpowiedzUsuń
  2. swietne sa te lampki, ale ja nei o tym... Chcialam napisac ze uwielbiam Wasze zdjecia maja w sobie tyle omowej atmosfery, takiego prawdziwego kimatu jakbym byla u Was! <3


    www.xavilove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gniewko z wiekiem robi się coraz bardziej podobny do Ciebie, Zuzanno :)

    OdpowiedzUsuń