poniedziałek, 5 maja 2014

O tachykardii i mlekach roślinnych.



No i mam. Poporodowe zapalenie tarczycy. Aktualnie w fazie nadczynności. Tarczyca powiększona, okoliczne węzły chłonne również. Dostałam leki na obniżenie czynności serca. Okazało się, że mam tachykardię - tętno powyżej 100 uderzeń/minutę (nawet w nocy!), o czym nie miałam pojęcia (przy niskim ciśnieniu w okolicach 90/60). Wszystko przez nadmierne wydzielanie hormonów tarczycy. Wyjaśniła się moja ostatnia wybitna nerwowość (od zawsze jestem nerwowa, ale ostatnio byłam wręcz rozstrzęsiona), nadpobudliwość, fale gorąca, nadmierna potliwość, osłabienie, drżenie rąk. Waga również nadal spada, zastanawiam się czy to także ma związek z nadczynnością? To schorzenie dotyka ponoć 5% kobiet, ale aż 50% w podwyższonym poziomem przeciwciał anty-TPO (czyli de facto z chorobą Hashimoto). No i mi się przytrafiło akurat. Super. Teraz czeka mnie ok 1-2 miesiące nadczynności a następnie powrót do niedoczynności tylko prawdopodobnie w gorszej postaci niż do tej pory…



Poza tym… po wielu upadkach, nieudanych próbach, ucieczkach i powrotach, namowach i odmowach  - przeszłam ostatecznie na tą koszmarną dietę całkowicie beznabiałową. Kaszkowa cera Gniewka rozszerzyła swoja terytorium na rączki i nóżki. Teraz jest cały kostropaty. A to co było na główce, czole i policzkach jak było - tak jest. Dieta trwa jak dotąd niecały tydzień, więc zamierzam cierpliwie czekać  na efekty minimum kolejne 2 tygodnie. Dietę bezjajeczną na razie odpuściłam - zastosuję się jak nie będzie postępów po odstawieniu mlekopochodnych. Póki co - uświadomiłam sobie w praktyce jak wiele produktów zawiera mleko. Właściwie większość lubianych przeze mnie słodyczy, co akurat wyjdzie mi na zdrowie. Batoniki, czekoladki, nawet chipsy! [sic!] O serach, jogurtach, maśle nie wspomnę - bo wiadomo. A moja dotychczasowa dieta to przede wszystkim mleko, sery, jogurty. Znacznie łatwiej byłoby mi przejść na wegetarinizm niż na bezmleczną. Nawet begzlutenowa jest łatwiejsza, bo można znaleźć zamienniki lubianych produktów. A jaka jest alternatywa dla mleka krowiego? Marna - jak dla mnie.

  • Mleko kozie - jest smaczne. Gorsze w smaku niż krowie, ale naprawdę niezłe. Byłoby dobrą alternatywą gdyby nie fakt, że… nie powinnam go pić. Mimo iż jest mlekiem uznawanym za hipoalergiczne - nie należy używać go w nadmiarze, bo może nastąpić reakcja krzyżowa - i jeszcze gorsze uczulenie niż dotychczas. Wolę nie ryzykować.

  • Mleko sojowe - d… nie urywa, ale od biedy ujdzie. Właściwie jedno ze smaczniejszych mlek roślinnych. Niestety soja nie wpływa najlepiej na moją tarczycę - jest niewskazana przy chorobie Hashimoto, więc nie powinnam stosować jej jako zamiennik, raczej od święta. Kupiłam zatem dwa jogurty sojowe o smaku waniliowym - już zjedzone. Deserki czekoladowe też są niczego sobie.

  • Mleko ryżowe - szczerze? Próbowałam się do niego przekonać - na marne. Przekonało mnie jedynie to o smaku czekoladowym. Co do naturalnego i waniliowego - nie zyskały mojej aprobaty. Chociaż to chyba zależy od firmy, bo jedno z waniliowych było ciut lepsze. Natomiast jako dodatek do naleśników, ciast, koktajli sprawdza się znakomicie. Nie ma intensynwego smaku i zapachu co działa na plus.

  • Mleko migdałowe -  nie umiem zrozumieć jak moja mama może je pić. Moim zdaniem jest w smaku naprawdę ohydne. Chyba najgorsze z dotychczasowych. Bardzo chciałam się do niego przekonać, ale nie dałam rady.

  • Mleko owsiane - kakaowe - pyszne. Najlepsze smakowe mleko z roślinnych. Natomiast zwykłe, bez dodatków smakowych szału niestety nie robi. Sprawdza się jako dodatek np do koktajli, czy naleśników.

  • Mleko quinoa - niesmaczne. Poziom migdałowego, jak na mój gust. Ma charakterystyczny smak i zapach, który skutecznie zniechęcał mnie do dalszej jego konsumpcji. Próbowałam zużyć je dodając do koktajlu bananowego, ale i jego smak jedynie obrzydzało.

  • Mleko kokosowe - próbowałam kupnego, z puszki. Płynna część zostaje na dole, a u góry tworzy się stała konsystencja. Można ją wymieszać i stosować jako dodatek do dań, ale do kawy średnio się nadaje.  Natomiast ja postanowiłam pójść za ciosem i zrobić wersję homemade, która okazała się całkiem smaczna - i znacznie lepsza niż wersja sklepowa. Myślę, że to najlepsze mleko roślinne, ale jakoś mi się nie chce codziennie go produkować :) ps. ostatnio spróbowałam też mleka kokosowego z kartona - o znacznie mniejszej procentowo zawartości

mleko kokosowe mojej produkcji

  • Mleko… moje - tak, piłam moje mleko. Nie jest dla mnie obrzydliwe i nie miałam żadnych oporów przed jego spróbowaniem. Porównywanie mleka ludzkiego do innych wytworów ciała jak np. mocz (a niektórzy mają takie podejście) to w moim przekonaniu nieporozumienie. Przecież to najlepszy posiłek jaki możemy dać niemowlęciu. Dlaczego więc miałby mnie obrzydzać zdrowy, pełnowartościowy napój, którym karmie własne dziecko, skoro nie obrzydza mnie mleko śmierdzącej krowy czy kozy? :) Przyznam, że początkowo moje mleko było naprawdę smaczne. Słodkie, kremowe, jak śmietanka. Teraz nadal jest dość tłuściutkie, choć lżejsze niż w pierwszych tygodniach. I zmienił mu się smak, ma dość dziwny posmak i już mnie nie satysfakconuje. A szkoda, bo byłaby to doskonała alternatywa dla krowiego i na pewno nie uczulająca…


Ostatnio staram się więc jadać więcej owoców i warzyw. W ramach słodkości - zajadam się deserkami Hipp dla niemowląt od 4. miesiąca życa :P Ograniczony do tej pory gluten wrócił w nieco (!) większych ilościach do jadłospisu, bo dieta bezglutenowa i bezmleczna to nieco za dużo jak na moje barki (i dodatkowo bez soi - która jest zastępnikiem mleczno-mięsnym w daniach wegańskich) . Mięso także jadam - tylko kurczak, indyk, ewentualnie wieprzowina. Z powodu potencjalnego uczulenia na białko krowie - zrezygnowałam całkowicie z wołowiny i cięleciny, których i tak specjalnie nie jadałam.




Co odpowiadam na sugestie, że skoro moja dieta jest tak ograniczona to i dieta dziecka karmionego  piersią taka będzie? Otóż, jak wykazały badania - podstawowy, odżywczy skład mleka matki jest stały, niezależnie od diety. Mleko matek europejskich i afrykańskich różni się niewiele, podobnie mleko matek otyłych i niedożywionych. Mleko matki jadającej tłusto jest tłustsze, to prawda. Natomiast pokarmu u matki jadającej lżej - jest z reguły więcej. Po to, aby zrekompensować zawartość tłuszczu - jego ilością. Aby w mleku zabrakło odżywczych i niezbędnych składników - musiałabym być więc skrajnie głodować. Odpowiednia dieta matki karmiącej jest więc potrzebna przede wszystkim po to, abym ja była dobrze odżywiona i nie chudła, bowiem wszystkie najważniejsze składniki na pierwszym miejscu odpłyną wraz z moim mlekiem. Działa to podobnie jak w ciąży - wszystko co najlepsze w pierwszej kolejności dostaje dziecko w łonie.

Reasumując - czekam na bezmleczne, bezsojowe propozycje śniadań, obiadów i kolacji :)


12 komentarzy:

  1. chleb z humusem.. z awokado (w afryce ponoc jadaja zamiast miesa z biedy, takie obfite w bialko jest), nie wiem czy lubisz soczewice? zupy typu dal indyjskie tez sa bardzo dobre i sycace (w indiach to jest ich rosol, zupa dla chorych i na co dzien), szczegolnie pasuja z ryzem basmati. nalesniki zrobione na szybko na oko, troche maki i mleka jakiegos z powyzszych, nie potrzeba jajek, nalesniki te ze swiezym szpinakiem pomidorami, papryka cukinia i humusem/awokado lub miesem. duzo orzechow jedz poza tym! migdaly, nerkowce, piniowe itd. uprazone pasuja do dan tez. a migdaly najlepiej namoczyc wieczorem i rano zjesc bez skorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. orzechy jak najbardziej będę jeść. mam nadzieję, że nie uczulą. Naleśniki też brzmią dobrze, ale zazwyczaj i tak są zbyt pracochlonne, chyba że robiłabym je dzień wczesniej. ale robienie sniadania z dzieckiem marudzącym to nie lada wyzwanie. Humusu i soczewicy nie lubię :||| ani fasol wszelakich. Kurde, pod tym względem jestem wybredna strasznie. Ryż basmati jak najbardziej, dzis jadłam nawet.

      Usuń
  2. przynajmniej wiesz co i jak i możesz działać i się leczyć.
    mam nadzieję, że dieta przyniesie efekty i Twój trud się na coś zda.

    OdpowiedzUsuń
  3. jej współczuję tylu ograniczeń, oby chociaż przyniosły poprawę, będę trzymać kciuki! :)
    Ps. przejrzałam też nieco Twojego bloga i stwierdzam, że Twój syn ma bardzo ładne imiona :)) a co najlepsze zastanawiałam się nad Mieszkiem dla swojego syna, Gniewko też mi się podoba a ostatecznie ma na imię Beniamin, jak Twój Gniewko na drugie :)) u nas tylko jedno imię, ze względu na długie nazwisko. To wszystko nie może być przypadkiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beniamin - piękne imię! :D To był akurat mój pomysł. A Gniewko to wymysł Mieszka :) ps. Nazwisko też mam długie, ale musiało być też jedno imię świętego :)

      Usuń
    2. też tak sądzę : D moim zdaniem u Was to zestawienie Mieszko - Gniewko jest świetne :) choć jak tak teraz pomyslę, to ja bym się chyba czuła wykluczona :D :D

      Usuń
    3. Powinnam teraz nazwać córkę jakimś imieniem zakończonym na Anna… no ale raczej nie nazwę :P

      Usuń
  4. U Sołdrowskich dziś zupa z soczewicy, a jutro cukinie faszerowane kaszą, suszonymi pomidorami i oliwkami - może to Ci podpasuje?
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kamila :) Nie cierpię soczewicy. a niechęć do suszonych pomidorów nie przeszła mi od początków ciąży, ale… cukinia faszerowana kaszą z dodatkami to brzmi bardzo fajnie :))) więc w pewnym stopniu mi podpasowało :D

      Usuń
  5. mleko migdałowe faktycznie jest okropne, ale napoje sojowe całkiem dobre! jak nigdy nie przepadałam za soją, już nie wspomnę o kotlecie sojowym...kotlet ma być z mięsa:D
    powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie. Mama kiedyś dała mi spróbować w kubeczku swojego mleka jak karmiła moją siostrę ale mi nie smakowało.
    /to nie za wesoło z ta tarczycą. Zdrówka Ci życzę. ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, tarczyca jest bardzo wrażliwa na zmiany w organizmie, jakie zachodzą podczas ciąży. Na szczęście są to stany przejściowe, organizm potem zazwyczaj sam się stabilizuje, mam nadzieję, że tutaj również tak było :)

    OdpowiedzUsuń